Przyznam że przez ostatnie lata logo A24 stało się dla mnie swoistą oznaką jakości. Wiadomo nie każdy ich film to Lighthouse czy Middsommar, jednak zawsze ich dzieła powodują we mnie ekscytacje i nie inaczej było tym razem.

Film opowiada o Koreańskiej rodzinie która wyprowadza się na wieś w USA żeby założyć farmę. Ich sytuacja jest nie do pozazdroszenia, muszą mieszkać w braku na kółkach, nie mają oszczędności, w małżeństwie występują tarcia, a młodsze ich dziecko ma problemy ze zdrowiem.  Sama rodzina nie jest zgodna co do tego pomysłu, a na dodatek w ich życiu pojawia się matka głównej bohaterki. Choć najważniejsza jest ona w kontekście relacji z jej wnuczkiem, dlatego tutaj będę o niej wspominał jako o babcie. A trzeba przyznać jest to jedna z najbardziej nietypowych babć w historii kina.

Ten film ogólnie ma zamiłowanie do nietypowych postaci drugoplanowych. Szczególnie to widać po wspomnianej babci gotującej dla rodziny i zajmującej się wnuczkami. Znaczy zajmuje się, ale w inny sposób. Utrzymuje z nimi relacje niemal koleżeńskie przy tym zachowując się momentami bardziej jak ich rówieśnik. Drugi przykład to pomocnik Jacoba którego można tu nazwać głównym bohaterem. Wspomniany pomocnik jest zakręconym chrześcijaninem chcącym odprawiać wszędzie egzorcyzmy, modlącym się na każdym kroku kroku modlącym się w dość ekspresyjny sposób i odtwarzający drogę krzyżową człowiek. I na zestawieniu tych nietypowych charakterów z bardzo pragmatyczną Koreańską rodziną opiera się duży ciężar w tym filmie.

Jednak jak bardzo kolokwialnie by to nie zabrzmiało film opowiada o życiu wcześniej wspomnianej rodziny. Cytując Kaję Klimek „this is what I call ŻYĆKO”, film pokazuje codzienność która przez bardzo nietypową perspektywę Koreańskiej rodziny na odludziu w USA jest bardzo ciekawa. Problemy życia codziennego, wszystko to wydaje się z pozoru proste tutaj ma swoją odmienną barwę. Duża tutaj zasługa ciekawie napisanych postaci, czasem mocno przerysowanych, a jednak niebywale prawdziwych. Mimo prostoty ich interakcje na skraju kulturowym są niebywale ciekawe, szczególnie dwójki głównego bohatera z jego pomocnikiem i babci z wnuczkiem biją chemią na kilometr mimo sprzeczności ich charakterów. Do tego, a może najważniejsza historia małżeństwa które momentami wisi na włosku, jednak mimo przeciwności

Jak już wspominamy postacie warto pochylić się nad aktorami. To że Steven Yeun jest piękny wiemy nie od dziś, tak reszta obsady zaskoczyła bardzo na plus. Szczególnie role dziecięce wypadają świetnie. Warto też wspomnieć o świetnej warstwie wizualnej, film nagrany jest w bardzo ciepłych barwach, budzi skojarzenia z wiosną/latem i tym samym to jak wygląda potęguję pozytywny nastrój tego dzieła.

To co pisałem o Palm Springs że jest to idealny film do powrotu do kin tutaj też niebywale pasuje. Mimo złożoności problemów jakie staja przed głównymi bohaterami film jest lekki i można powiedzieć pogodny, przy czym na pewno nie spłaszcza problemów i potrafi zaskoczyć zawiłością. A jednak jest to film o codzienności, bardzo nietypowej, bo takie to żyćko.

8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *