Przygody Galów to niemal już żelazny klasyk, osobiście zawsze bardziej doceniałem wersję kreskówkową z genialnymi dwunastoma pracami na czele. Jednak trzeba przyznać, że filmy miały do tej pory w sobie „to coś” co sprawiało że przyciągały uwagę.
Nowa cześć to powrót do tego, co znamy, a jednocześnie odświeżenie serii. Głównie przez nowe postacie oraz przeniesienie akcji filmu, a nawet można by stwierdzić, że w większości nowy Asteriks to kino drogi. Gdzie Galowie wyruszają na pomoc Chińskiej księżniczce, której matka została uprowadzona. Film zaczyna się od zamachu stanu na Chińskiej cesarzowej, podczas którego poznajemy Graindemaïs, który udaje gala, żeby prowadzić sklep z pamiątkami z tej części świata. W dużym zbiegu okoliczności ratuje on księżniczkę i obiecuje jej, że dzięki pomocy galów uda się jej uwolnić matkę. W intrygę wmieszany jest też oczywiście Cezar, który staje po stronie zamachowców, żeby rozsławić swoje imię w Azji.
Tak jak wspomniałem wcześniej, duża część filmu to kino drogi. Widzimy podróż Asteriksa, Obeliksa, Graindemaïs, księżniczki i jej opiekunki z Galii do Chin. Podczas niej widzimy na zmianę jak panowie próbują zyskać względy pań, a przy tym cały czas obijają napotkanych na drodze wrogów. Oczywiście jest to ogromne pole do komedii, której tutaj jest ogrom. Żarty sypią się jeden za drugim i zdecydowanie jest ich przesyt. Humor był zdecydowanie jedną z mocniejszych stron poprzednich filmów, jednak zawsze stał on w kontrze do historii, która przynajmniej udawała poważną. Tutaj albo nie udaje, a jak robi to, to wychodzi to strasznie pokracznie, choć bardziej skłaniam się tej pierwszej opcji. Natomiast sam scenariusz nawet nie udaje, że wydarzenia służą tylko po to, żeby przemieścić bohaterów, a cała historia jest tylko pretekstem do wpychania scena walki i żartów.
Wracając właśnie do komedii, osiąga ona tutaj nowy poziom żenady. I tak Galowie w poprzednich częściach zawsze balansowali na granicy śmieszności i żenady, jednak tutaj balans został mocno zachwiany, a przez to, że film w niemal każdej scenie próbuje być śmieszny staje się to męczące. Nie mogę odmówić wielu dobrych żartów, sama sekwencja gdzie poznajemy królewnę oraz potem Graindemaïsa jest naprawdę ciekawa i wywołała najwięcej uśmiechu. Co trochę prowadzi do konkluzji, że film był najciekawszy, gdy galów nie było na ekranie. Szczególnie że z jednej strony mamy wątek kryzysu przyjaźni Asteriksa i Obeliksa, a przeplatane jest żenującym humorem, gdzie na czoło wysuwają są drugoplanowe postacie galów. Wódz wioski z żoną, który zostali trochę rodziną Kiepskich, czy właścicielka tawerny w Afryce, która jest tak swojską i rubaszną dziołchą z galii, że wchodzi na nowy poziom żenady.
I to jest chyba największy problem tego filmu, który opowiada o Galach, a gdy tylko pojawiają się oni na ekranie film traci. Jedyny Gal, który potrafi przykuć uwagę to ten z bliskiego wschodu, który tylko podaje się za gala, żeby zdobyć względy księżniczki, której wątek mógłby też być ciekawy, gdyby nie był spychany na drugi plan. Jest też oczywiście wątek Cezara i Klepoatry, który jest comic relifem w filmie komediowym, brawo.
Przyznam, że dawno nie przeżyłem takiej ilości ciarek zażenowania na filmie. Może to już pora podziękować dwóm sympatycznym galom, choć mimo wszystko na to się nie zanosi.
3/10
P.S. Byłoby 2/10, ale +1 za Pana Roberta Makłowicza, a Idefix jest cudowny.