Bracia Dardenne to istne legendy festiwalu w Cannes. Nie dziwne wiec, że ich najnowszy film był prezentowany tam w zeszłym roku, a nawet dostał tam nagrodę specjalną.
Tym razem bracia Luc i Jean – Pierre zabierają się za bardzo ważny społecznie temat, jakim jest życie imigrantów w ich kraju, czyli Belgii, choć problem ten może dotyczyć także innych europejskich państw. Poznajemy tytułowe rodzeństwo, Tori, czyli małego chłopca w wieku szkolnym i Lokitę, czyli nastolatkę, którzy mieszkają razem. Celem dziewczyny jest wyrobienie sobie dokumentów oficjalnie, żeby dostać prace na miejscu, jednak nie udaje się jej to. Razem z bratem zajmują się sprzedażą narkotyków, bo osoba która pomogła dostać się im do Belgii, chce za to zapłatę, a dodatkowo chce pomóc matce wysyłając jej pieniądza. Jednak po kolejnej nieudanej próbie zdobycia dokumentów dopuszcza się do radykalnego kroku. Decyduje się na bardzo nietypową pracę, przy pilnowaniu i pielęgnacji marihuany w odosobnieniu, za którą dostanie fałszywe dokumenty. Jednak powoduje to jej rozdzielenie od brata, który próbując jej pomóc sam cały czas jest na granicy popadnięcia w tarapaty.
Nowa produkcja braci to dość niespodziewana mieszanka gatunkowa. Oczywiście na pierwszym planie mamy dramat imigrantów. Poczynając od Lokity, która nie może dostać dokumentów, przez co nie może wykonywać pracy. Dochodzą do tego problemy z ludźmi, którzy obiecywali pomóc, jak przemytnicy, którzy teraz bardzo brutalnie i skrupulatnie ściągają długi. Jednak film też pochyla się nad postrzeganiem imigrantów, jako trochę takiemu niepasującemu elementowi społeczeństwa. Dla dwójki bohaterów niektóre rzeczy dnia codziennego przychodzą z trudnemu i mają problemy, o których nie muszą myśleć rodowici mieszkańcy Belgii. Z drugiej strony jest to swojego rodzaju thriller, budzący skojarzenia z zeszłorocznym „Na pełny etat”, gdzie życie codzienne było przedstawione w szybkim tempie kina akcji. Tutaj też cały czas czujemy, że nad bohaterami coś ciąży, czy to kończący się czas, czy dług, przez co film świetnie buduje napięcie w wielu scenach.
Niestety film też nie jest bez wad, często potrafi zbyt łatwo wskazywać winnych. Raz, gdy dość wprost pokazuje, że słaba sytuacja tytułowej dwójki wywołana jest przez biurokracje i opieszałość urzędów. Potem wskazuje winę znieczulicy społecznej, a innym razem wyzysk bogatszych nad biedniejszymi. I jakkolwiek te zarzuty nie miałyby sensu, nawet byłbym w stanie się z nimi zgodzić, to ukazane są zbyt wprost i często brakuje w nich szerszego kontekstu. Film świetnie potrafi pokazać jak sytuacja A, wynika z problemu B, tylko zapomina, że problem B, wynika z problemu C, a on z kolejnych i można tak wymieniać.
Dla aktorów wcielających się w tytułowy duet był to debiut aktorski i trzeba przyznać, że uciągnęli te trudne role. Są nie dość, że bardzo naturalni w nich to potrafią sprzedać emocje i, mimo że zdarzają się słabsze sceny to obsada, nawet ta drugoplanowa staje na wysokości zadania. Tak samo sama warstwa wizualna, która tak jak aktorstwo w tym filmie, jest bardzo naturalna, minimalistyczna, jednak są sceny, które zapamiętają w pamięć. Szczególnie gdy młody Tori jeździ nocą na rowerze przez Paryż mają niesamowity klimat i urok.
„Tori i Lokita” to ciekawy przykład filmu, który potrafi połączyć dramat imigrantów w Europie z thrillerowym budowaniem napięcia. Co prawda na przestrzeni tych półtorej godziny filmu zdarzają się tu sceny gorsze, a film zbyt łatwo ocenia złożone problemy, mimo to nie da się odmówić mu tego, że wywołuje emocje, a widz potrafi zaangażować się w historię tytułowego duetu.
6/10