Kolejna ważna tegoroczna premiera, którą mogliśmy zobaczyć na festiwalu Nowe Horyzonty, albo na licznych pokazach przedpremierowych, czyli nowy film debiutantki, jeżeli chodzi o filmowy pełen metraż Celine Song.


Pokazywany pierwszy raz na festiwalu w Berlinie film został tam bardzo ciepło przyjęty, podobnie na naszych Nowych Horyzontach. Od samego początku budząc podobieństwa z trylogią „Before” Richarda Linklatera. Nawet sam podział opowieści na trzy części, dzieciństwo, bycie młodym dorosłym i trzecia, najdłuższa dojrzała część historii. Jednak zacznijmy od tej pierwszej, tutaj poznajemy dwóch głównych bohaterów. Nora i Hea Sung to w tamtym momencie para dzieciaków z Korei, która spędza dużo czasu razem. Lecz już tutaj dostajemy jedną emocjonalną scenę ich rozdzielenia, która przenosi ich do czasów wchodzenia w dorosłość obu. Nora zaczyna mieć ustatkowane życie w Ameryce Południowej, natomiast Hea Sung, który został w Korei jest jej niemal przeciwieństwem.


Wtedy też Koreańczyk zaczyna poszukiwania swojej przyjaciółki z dzieciństwa. Udaje im się odnowić kontakt i przez krótki okres czasu są niemal nierozłączni, mimo że dzielą ich tysiące kilometrów. Jednak zaczyna to nie odpowiadać Norze, która woli skupić się na własnym życiu, przy okazji poznając Artura, którego później poślubi. Przenosimy się ponownie w czasie, do najdłuższej części, gdzie Hea Sung postanawia wybrać się do USA, głównie w celu spotkania z Norą, która w tym momencie, ma ułożone życie zarówno zawodowe jak i rodzinne. Cała reszta filmu to ich spotkanie po latach.


Film podejmuje wiele tematów i daje wiele możliwości analizy, jednak ten najbardziej oczywisty jest, co byłoby, gdyby. Czy to w przypadku wyjazdu Nory z Korei, czy gdy w pewnym momencie ograniczyli kontakt, film podsuwa nam wiele takich tematów do analizy, jednak nigdy nie daje na nie odpowiedzi. Czym świetnie gra, gdy pojawia się perspektywa Artura, męża Nory, który ogląda ich spotkanie z boku, wiedząc, że są to starzy przyjaciele, a jednocześnie, że przy innym zbiegu okoliczności byliby razem. Ukazuje to też przypadkowość życia, gdzie czasem błahe decyzje mogą wpłynąć na to jak będzie wyglądało nasze życie. Oczywiście czasem narracja ta jest dość prosta, a nawet ociera się o banał, jednak działa na poziomie emocjonalnym.


Mimo że dwójka głównych bohaterów to Koreańczycy to miejsce akcji to Nowy York, gdzie trwa ich spotkanie po latach. Miasto, które jest ukazane w sposób bardzo malowniczy. Wiele kadrów, szczególnie te na rzekę, czy mosty można by oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. Sprzyja temu świetnie praca kamery, nieśpieszna, spokojna, często blisko bohaterów.


Jako że film ten można zdecydowanie nazwać przegadanym warto podkreślić, że same dialogi są świetnie napisane, jak i dostarczone. Cała trójka Greta Lee, Teo Yoo i John Magaro to bardzo dobrzy aktorzy, który ostatnio zaczynają dostawać ważniejsze rolę, lecz śmiało można powiedzieć o każdym z tej trójki, że to może być rola przełomowa dla nich.


„Poprzednie życia” to film, który potrafi złapać za serce i udowadnia, ze najwięcej emocji dostarczają proste historie. Nie jest to film idealny, czasem potrafi zahaczyć o tani banał, jednak jestem w stanie przymknąć na to oko, jeżeli zamknięte jest to w tak pięknej całości.


7/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *