Co byście powiedzieli na film, który w całości zdradza się w tytule i można o nim opowiedzieć w jednym zdaniu, a mimo to wciąga na prawie dwie godziny? Coś takiego w swoim debiucie pełnometrażowym stworzył Stéphan Castang.
Film ten to naprawdę dzieło niezwykłe, na start poznajemy tytułowego Vicenta, granego przez Karima Leklou. Prowadzi on dość nudne życie faceta po trzydziestce, będącego singlem i marnującego swój potencjał w nieciekawej pracy. W jej trakcie zostaje zaatakowany przez stażystę, a potem przez kolegę z pracy. Co dziwne szefostwo i dział HR doszukuje się problemów w Vincencie i chcą wysłać go na przymusowe wolne. Jednak sytuacje niekontrolowanej agresji wymierzone w jego stronę występują też poza pracą. Kluczowym jest moment, w którym dwójka małych dzieci sąsiadów atakuje go, a jego obrona zostaje uznana przez jego sąsiadów za agresje przez co musi uciekać z miejsca zamieszkania.
Im dłużej idziemy w ucieczkę bohatera tym bardziej dowiadujemy się, że problem jest globalny. Nie zdradzając za dużo film coraz bardziej podnosi stawkę, a widz razem z bohaterem zaczyna rozumieć co się dzieje, mimo że sytuacje wybuchów agresji są bezpodstawne. Kolejnym kluczowym momentem jest nawiązanie relacji z Margaux, która szybko przenosi się na grunt intymny, a wraz z jej postępowaniem bohater coraz bardziej rozumie co się z nim dzieje.
Jednak dość o fabule, bo tak jak napisałem na starcie można ją skrócić do słów, wszyscy chcą zabić Vincenta i ten musi uciekać. Oczywiście w tej nienachalnej historii mamy dużo wątków przyziemnych i film nie raz nawiązuje czy to do pandemii, czy sytuacji politycznej. W filmie można doszukać się wielu komentarzy do na przykład sytuacji imigrantów czy teorii spiskowych. Jednak siłą tego jest pozostawienie tego na drugim planie.
Natomiast na pierwszym planie mamy akcje i tutaj film krąży na granicach francuskiej nowej ekstremy dając dużo bardzo brutalnych scen. Szczególnie początkowe ataki współpracowników na Vincenta są bardzo brutalne, a przy czym oddane są z wielkim naturalizmem. A dodając wartość szoku, jaką niosą tworzą przerażającą kombinacje. Tak jak późniejsze sceny z Margaux łączące intymność z agresją. Wraz z rosnącą skalą film traci trochę na naturalności, jednak nigdy nie przekracza granicy, gdzie przemoc stałaby się groteskowa. Choć samej groteski w filmie dużo, szczególnie w początkowym etapie brutalność i szok równoważony jest z nieoczywistym humorem, czasem wyjętym prosto z serialu „The Office”.
Karim Leklou w głównej roli to największe objawienie tego filmu, niezwykle przekonujący jako zmarnowany życiem pracownik korporacji. Jednak także w scenach akcji wypada niesamowicie przekonująco, tworząc postać dramatyczna w pełnym spektrum emocji. Warto też zaznaczyć świetną rolę Vimali Pons jako Margaux w dużo bardziej ekspresywnej roli, a przy tym jej postać jest tak napisana, że w kontrze do Vincenta jej dramat jest dużo bardziej wewnętrzny. Można powiedzieć niedostrzegalny na pierwszy rzut oka, pod płaszczem kreacji, jaką buduje.
„Vincent Musi Umrzeć” to niezwykły film, jednocześnie będący kinem akcji o człowieku, który ucieka, przed której agresja nie rozumie, a przy tym dramatem o odkrywaniu siebie. Przy czym jest to bardzo mocno zaangażowane społecznie kino, ale robiące to z dużym wyczuciem i nigdy wprost, będąc na pierwszym planie po prostu dobrze budującym napięcie filmem na wielu płaszczyznach.
7/10