Hirokazu Koreeda to jedno z najciekawszych nazwisk w azjatyckim kinie. Takimi filmami jak „Nasz młodsza siostra”, czy „Jak ojciec i syn” zdobył serca widzów w tym mnie. Jednak największym jego sukcesem do tej pory jest Złota Palma w Cannes oraz Oscar za film nieanglojęzyczny dla „Złodziejaszków”.


Niestety od tego czasu Japończyk zaczął podróżować co nie wyszło mu na dobre, nieudany projekt we Francji, czy niezły „Baby Broker”, który jednak był poniżej poziomu reżysera. Na szczęście Koreeda tym filmem wraca do Japonii i to w wielkim stylu. Opowiada historie w kilku aktach, a bardziej z kilku perspektyw. Głównym bohaterem filmu od początku wydaje się Minato, młody chłopak, którego wychowuje samotna matka. Jego zachowanie zaczyna być dziwne, aż w końcu wydarza się coś co mało nie prowadzi do tragedii, a chłopak wydaje się być na skraju załamania. Widzi to matka, lecz nie potrafi do niego dotrzeć, w tym samym czasie pojawiają się zarzuty, jakoby jeden z nauczycieli znęcał się nad nim w szkole.


Tutaj szkoła przeprasza za zachowanie nauczyciela, jednak nie potrafi matce tego zrekompensować, a działania ich wydają się nietrafione. Za to sam nauczyciel nie jest przedstawiany najlepiej, aż do momentu gdy dostajemy jego perspektywę, gdzie sytuacja diametralnie się zmienia. A warto dodać, że to nie jedyna perspektywa którą dostajemy na wydarzenia. Ważnym elementem układanki jest perspektywa przyjaciela Minato, który jest najbliższą mu osobą, jednak tylko poza szkołą. W niej Minato odcina się od niego, żeby wyglądać dobrze w oczach innych kolegów.


Wiem, że brzmi to trochę zawile, jednak sama historia jest dość prosta, a ukazanie jej z kilku perspektyw nie jest tu ruchem odkrywczym, ale zarazem bardzo ciekawie zrealizowanym. Każda kolejna perspektywa daje nowe światło na wydarzenia, które wraz z ich pełniejszym odbiorem nabierają sensu. Jest to pewien rodzaj układanki, gdzie można czasem powiedzieć, ze puzzle układane są chaotycznie, jednak końcowe dzieło było tego warte.
Jak to u Koreedy, film ten jest lekcją empatii, a ukazanie historii w ten sposób tylko to podkreśla. Film niemal dosłownie pokazuje nam, że ocenianie z góry jest złe, gdyż nie mamy pełnego oglądu sprawy. Czasem mamy wrażenie oglądając go, że dana postać zawiniła, ale potem zdajemy sobie sprawę, że to, co się wydarzyło to był przypadek, bądź niezrozumienie. Oczywiście, jest to wniosek dość banalny, jednak sposób i wrażliwość, z jaką przedstawia go Koreeda jest niesamowity i sprawia, że nie myślimy o jego prostocie, a zanurzamy się w cieple tego filmu.


Koreeda poza opowiadaniem uroczych i empatycznych historii zawsze był znany z ciekawej stylistyki wizualnej filmów. Nie inaczej jest tutaj, a nawet zaryzykuje stwierdzenie, że jest to jego najlepiej wyglądający film. Dużo tutaj zieleni, scen z Japońskich przedmieść, ale i terenów poza miastem, które same w sobie są piękne. Jednak w tych często lekko rozmytych, długich kadrach wyglądają tak, że chciałbym to powiesić na ścianie.


Ten film to kolejne zaproszenie do pełnego świata Koredy, który nie pozostaje być uroczy i pełen empatii, ale jednocześnie pokazuje, że czasem ludziom jej brakuje i nawet u niego potrafi być nieprzyjemnie. Finalnie dając nam prostą, ale niezwykle ciekawą układankę z pięknym morałem o nie ocenianiu innych.


8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *