Richard Linklater to bez wątpienia jeden z najciekawszych autorów kina w XXI wieku. Twórca trylogii „Before” od kilku lat z gorszym i lepszym skutkiem eksperymentuje z różnymi gatunkami filmowymi, czego wynikiem tym razem jest komedia romantyczna z elementami kina akcji.
Choć ciężko to tak jednoznacznie kategoryzować. Na start dostajemy prawdziwego przeciętnego bohatera, który jest 35-letnim wykładowcą na uczelni, a po godzinach dorabia jako osoba organizująca podsłuchy w tajnych akcjach policyjnych. Brzmi to może ciekawie, jednak jest tu nudna i bezpieczna praca, aż do momentu, kiedy musi zastąpić tytułowego „Hit Man’a”. I tutaj zwrot akcji, bohater tak naprawdę ma tylko grać zabójcę, który przyjmuje zlecenie. Druga strona ma dać mu zlecenie, a dzięki temu policja może złapać „kontrahenta” głównego bohatera. Mimo braku doświadczenia idzie mu zaskakująco dobrze, aż do momentu, gdy spotyka rozstrzępioną kobietę, która nie jest pewna czy chce skorzystać z usług zabójcy.
Jak można się domyśleć bohater pęka i odradza jej zabójstwo, a dwójka podczas rozmowy łapie ze sobą niezwykłą chemię. Nie podoba się to jego przełożonym, jednak głównym motywem staje się jego podwójne życie między pracą, a relacją, gdzie dalej brnie w role zabójcy na zlecenie. Stopniowo do intrygi dochodzi były mąż kobiety, który miał być celem do naszego bohatera, a akcja się zacieśnia. Jednak film nigdy tak naprawdę nie staje się kinem akcji. Nie mamy scen walk, a wszystko rozgrywane jest w dialogach, często są to oczywiście ostre dyskusje, a nawet kłótnie. Jednak nie widzimy prawdziwych scen przemocy, przez co ciężko filmowi nadać łatkę kina akcji. Mimo to pod względem struktury tak to wygląda, zahaczając momentami o kino detektywistyczne wraz z tym jak intryga staje się coraz gęstsza.
Jak to u Linklatera dialogi napisane są bardzo błyskotliwie, a przy tym przyziemnie i bez fałszu. To samo można powiedzieć o bohaterach, główny bohater to prawdziwy everyman, którego przemiana jest bardzo powolna i naturalna, ale przy tym jest zauważalna, szczególnie gdy na ekranie pojawia się jego ekranowa partnerka. Która stanowi energetyczną kontrę do dość flegmatycznego bohatera. Przy tym dwójkę po prostu dobrze ogląda się na ekranie i czuć między nimi chemie. Zasługa to też świetnemu duetowi Glen Powell (także współscenarzysta) oraz Adrii Adrjone, dla której to może być przełomowa rola wyrywająca ją ze stricte rozrywkowych produkcji.
Mimo że „Hit Man” to tak naprawdę czysta rozrywka. Niezwykle przemyślana, naturalna i wyważona, ale cały czas rozgrywka. Nawet same zagadki, które oferuje nam film są na tyle proste, żeby nigdy nie zgubić widza, przy tym Linklater tak to balansuje, że nie czujemy się jakby film robił z widza idiotę. I oczywiście film sam wpada nie raz w mocne klisze, czasem ociera się o banał, ale znowu balans, który utrzymuje sprawia, że film po prostu ogląda się bardzo dobrze.
Czy „Hit Man” działa jako komedia romantyczna? Myślę, że tak, oczywiście nie jest to poziom chemii bohaterów, jak w „trylogii „Before”, ani zabawności „Każdy by chciał”. Jednak tak potrafi balansować to, z bardzo dobrze rozpisaną intrygą, że wychodzi dzieło kompletne w swojej prostocie. Uroczy film, który potrafi wciągnąć bez odmóżdżania.
7/10