Ti West po sukcesie Pearl oraz X domyka swoją trylogię, która można śmiało powiedzieć wprowadziła go na Hollywodzkie salony.

Oczywiście film dalej pozostaje horrorem w stylu reżysera i, mimo że film był dużo bardziej wyczekiwany niż poprzednie części to dalej pozostaje w swojej niszy horrorów Ti Westowych. Co może być traktowane jako nadużycie, ale myślę, że już można spokojnie mówić o Weście jako twórcy niepowtarzalnego stylu, a może nawet podgatunku horrorów. W tym po raz kolejny śledzimy losy Maxine Minx, w którą po raz kolejny wciela się Mia Goth. Przyjeżdża ona do Hollywood, gdzie chce zmienić branżę i przejść z filmów dla dorosłych do jak to mówi, prawdziwego kina. Niestety odbija się od kolejnych zamkniętych drzwi i nieudanych przesłuchań, aż w końcu dostaje szanse.

Tymczasem w tle dzieje się coś niepokojącego. W krótkim czasie ginie dużo aktorem i modelek, często z otoczenia głównej bohaterki, która zdaje sobie nic z tego nie robić. Jednak to sprawca całego tego zamieszania zaczyna się zbliżać do niej, a wszystko zaczyna wydawać się osobiste. Na planie też sytuacja nie jest prosta, mimo że dzieło, które kręcą do zbyt skomplikowanych nie należy.

Film w porównaniu do reszty trylogii jawi się jako największy miszmasz gatunkowy. W pewnym momencie bardzo mocno kieruje się w stronę kina detektywistycznego, ale cały czas stoi mocno na płaszczyźnie slashera, z drugiej strony coraz bardziej ucina horrorowe nuty. Choć trzeba przyznać, że cały czas jest strasznie. I mimo że film nie pokazuje tego wprost, cały czas czujemy napięcie, które czai się gdzieś w tle.

Zostając nieco w formalnych kwestiach film w ciekawy sposób przedstawia Hollywood, dużo opowiadając o nim samym. Można powiedzieć, że to wybrany odcinek czasu został opisany w tym filmie przed pokazanie jak wtedy wyglądały produkcje. Jednak myślę, że można pójść dalej i ma to przełożenie i na teraźniejszość. Mimo to najciekawsze jest ukazanie maszynki do robienia filmów oraz zależności między ludźmi, którzy w tej maszynce się mielą i często są tego nieświadomi.

Czysto gatunkowo film pozostaje wierny swoim slasherowym korzeniom, mimo małych odchyłów do opowieści detektywistycznej, która jest dość prosta, ale ciekawie się ją śledzi. Wracając jednak do krwawej jatki to znowu tutaj to mamy, z umiarem, ale jednak i rozmachem, że gdy to już dostaniemy to czuć rękę Westa, który po prostu na tym się zna. Tworząc sceny przerażająco brutalne, ale i przyciagajace spojrzenie.

Przez cały czas trwania filmu czuć, że jest to zwieńczenie trylogii Maxine, która tutaj chce zrobić finalny krok do wielkiej filmowej kariery. Mia Goth tworzy tutaj postać, która już trochę przeszła i można jej zarzucać brak świeżości, jednak przy tym jest to postać najbardziej dojrzała, kompletna, szczególnie w porównaniu do poprzednich filmów. Przy tym gra samej Mii ewidentnie ewoluuje, gdzie osobiście wolałem styl gry z „Pearl” jednak tutaj pasuje bardziej jako całokształ.

I tak trochę trzeba oceniać „MaXXXine”, jako dobre domknięcie bardzo dobrej trylogii. Któremu brakuje trochę świeżości poprzednich części, a ostrze może nie jest już tak ostre, jednak widać ewolucje, jaką przeszły te filmy, a historia Maxine do końca intrygowała. Tak jak to, w którą stronę teraz pójdzie twórczość Ti Westa.

7/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *