Filmy katastroficzne to gatunek, który swoje lata świetności mi zdecydowanie za sobą. Kojarzone z przełomem wieków są często ikoniczne dla dzieciństwa ludzi urodzonych w latach dziewiedziesiątych, do którego sam należę, często oglądane jako hit na wieczór w telewizji.
Dziś już nie zasiada się tak licznie do telewizji, żeby oglądać tam filmy, a tę rolę przejęły usługi streamingowe, które jednak nie bardzo lubią się z kinem katastroficznym. Natomiast w kinach też nie jest to bardzo częsty przypadek, żeby film w tym gatunku wychodził i zbierał dużą widownię. Dlatego też „Twisters” to swoisty paradoks, coś świeżego w dobrze znanym już gatunku, który przechodzi znaczny kryzys.
Film zaczyna się, gdy grupa młodych naukowców jedzie do niebezpieczną akcję, podczas której mają poskromić tornado, dzięki swojemu odkryciu, oraz zapisać dane jako dowód dokonania tego. Jednak nie wszystko idzie po ich myśli i w akcji ginie część z nich na oczach Kate, która wycofuje się z pracy w terenie. Obserwujemy ją po kilku latach od tamtego wydarzenia, gdy inny ocalały członek ekipy przekonuje ją do pomocy w swoim nowym projekcie, który docelowo ma uchronić ludzi w Oklachomie przed niebezpieczeństwem pogodowym. Gdy decyduje się na dołączenie do niej i powrót w teren, na miejscu akcji toczy rywalizację z ekipą Tylera Owensa, która prowadzi relacje w internecie ze ścigania tornad.
Filmy przez długi czas opiera się na rywalizacji. Wielkie firmy, która w naukowy sposób podchodzi do tematu z pozoru szaleńcami, dostarczającymi rozrywkę w internecie. Jednak im dalej zagłębiamy się w historię dowiadujemy się o średnio etycznych zamiarach korporacji i tym, że internetowi twórcy w doraźny sposób pomagają ludziom dotkniętym przez skutki tornada. Co więcej, miedzy Kate, a Tylerem zaczyna zawiązywać się wątek romantyczny. Brzmi to wszystko dość kliszowo, jednak jest to swoisty pretekst do ukazania bardzo spektakularnych pogodni za tornadami.
Sama akcja w filmie ukazana jest w sposób bardzo widowiskowy, od poszukiwana gdzie jest potencjał na tornado do samego pościgu za nim. Który jest często zmontowany w rytm muzyki i ryku samochodów. Dochodzi tu wspomniany wątek rywalizacji, często rozgrywający się na przeciwwadze dane kontra intuicja, gdzie swoisty złoty środek między nimi wygrywa. Jednak po prostu sam pościg za tornadem jest niebywale hipnotyzujący do momentu, gdy zabawa przeradza się w realne zagrożenie, a film pokazuje jak groźne są tornada. Sceny, gdy wjeżdżają do zrujnowanego miasteczka, czy nagłej wichury w mieście, które do tego nie było przygotowane robią piorunujące wrażenie i mogą przerazić.
Warto też docenić obsadę tego filmu, na pierwszy plan zdecydowanie wychodzi Glen Powell w roli Tylera, który jest trochę idealizowanym kowbojem skłonnym do ryzyka, ale z dobrym sercem. Co znowu zahacza o banał, ale jest na tyle dobrze poprowadzone, a sam aktor jest na tyle charyzmatyczny, że to po prostu działa. Tak jak cała jego ekipa świrów, w kontrze do firmy, do której dołącza Kate, która tutaj dobrze wciela się w postać wycofaną przez traumę. Obwiniającą się o śmierć przyjaciół z początku opowieści, z czym walczy cały film, między innymi pochłaniając się ponownie w temat ratowania ludzi przed tornadami.
„Twisters” na papierze brzmi jak banalny film katastroficzny z przełomu wieków i momentami taki jest. Mimo to jest tutaj pole na świeże pomysły, a film jest świetnie zrealizowany i potrafi dać dużo czystej przyjemności z seansu, a także nie raz przerazić powagą zniszczeń wywołanych przez tornada.
7/10