Radu Jude to obecnie czołowy przedstawiciel Rumuńskiego Kina, którego filmy wygrywały festiwal w Berlinie, tym razem przejechał walcem po festiwalu w Locarno, a niedawno po Nowych Horyzontach, gdzie mieliśmy przyjemność oglądać jego najnowszy film.
Nie będę ukrywał, ze słowo przyjemność jest nieprzypadkowe, jednak po kolei. Najnowszy film Rumuna to czarna komedia skupiająca się na życiu Angeli w Bukareszcie. Kobieta pracuje niemal cały dzień, żeby utrzymać się, będąc cały czas w rozjazdach, raz jako dziennikarka, raz jako kierowca. W pierwszej pracy zbiera ona materiały do filmu, w którym pracownicy po wypadkach w miejscu pracy mają tłumaczyć jak ważne jest uważanie i noszenie odzieży ochronnej. Jednak jest to rumuńskie zwierciadło Radu Jude i rodziny poszkodowanych są, delikatnie mówiąc, nietypowe.
Tymczasem sceny z codzienności Angeli są zmieszane z ujęciami ze starego rumuńskiego filmu. Gdzie kobieta w dużo spokojniejszej formie zajmuje się tym, czym Angela, czyli jeździ taksówką. Jej życie wygląda zupełnie inaczej niż głównej bohaterki, pod względem tempa, konwenansów, literalnie wszystkiego, łączy je niemal tylko płeć, profesja i miasto. Ujęcia z przeszłości i teraźniejszości się mieszają, aż Angela spotyka bohaterkę tamtego filmu, gdy ta jest na emeryturze i opowiada o swoim życiu.
Buduje to obraz mieszanki dwóch filmu, ale spokojnie, jest to niemal trzy-godzinny film Radu Jude, więc jest tych warstw więcej. Mimo to historia Angeli jest tutaj najważniejsza, a obserwując jej losy jak jeździ samochodem, odwiedza rodziny ofiar wypadków i przyjeżdża do siedziby firmy, film porusza niesamowitą ilość ważnych dla obecnego świata tematów. To w tych prostych czynnościach zawarta jest prawda o nas samych, mimo ze opowiedziana z Bukaresztu to niezwykle łatwa do przełożenia na polskie i nie tylko warunki. Życie w pośpiechu, niedosypianie, ulotność relacji, wieczne korki, korporacje które nas wyzyskują, głupi szefowie i wiele więcej. Tematy filozoficzne mieszają się z prozą życia codziennego, gdy do akcji wchodzi Bobita.
Czyli postaci scenicznej Angeli, a tak naprawdę wirtualnej. W filtrze andrew tate nagrywa krótkie filmiki z przemyśleniami, skrajnie prawicowe, wulgarne, skierowane na męską narracje, które zaczynają działać, a tak dokładniej zdobywać popularność. Dopełnia to całości filmu, który w tym momencie może wydawać się chaotyczny i zaczynając go oglądać mamy takie wrażenie, jednak magią filmu jest to jak to wszystko jest połączone i zgrane w emocjach. Trudy życia mieszają się z absurdalnym humorem, żeby przejść w smutną historię, a skończyć na komentarzu krytykującym zachodnie korporacje. Choć trzeba przyznać, że Radu Jude świetnie rozumie patriotyzm i to samej Rumunii obrywa się najbardziej, w wielu aspektach.
Formalnie film jest niezwykły. Przypomina trochę poprzednie dzieło reżysera „Niefortunny numerek lub szalone porno” z kilkoma warstwami, tylko tutaj podział jest bardziej płynny, acz mniej schematyczny. Radu nie boi się wrzucić na przykład kilkuminutowej sekwencji, gdzie ukazuje krzyże symbolizujące zmarłych na najniebezpieczniejszej autostradzie w Rumunii.
Film opisywany jest jako czarna komedia i po raz kolejny nie zaskoczę, jak napiszę, ze Radu jest mistrzem nieoczywistej komedii, a czasem bardzo banalnej i wprost. Potrafi niesamowicie żonglować humorem, czego przykładem jest postać Bobita, wprost wulgarna i grubiańska zabawna. Kontrowana przez anty humor, którego w filmie jest sporo i dużo żartów sytuacyjnych. Widać tutaj to jak Radu sam kocha kina i wstawia nawiązania do innych dzieł, czy postaci, a nawet daje epizod jednemu z najbardziej memicznych reżyserów w europejskim kinie.
Przy czym warto zaznaczyć, że cały humor nie sprawia, ze wydźwięk społeczny tego filmu jest gorszy, ba może nawet jeszcze lepiej uwypukla przekaz. Jednocześnie nie podając go wprost, krytykując zachowania i postawy śmiechem, Radu jest skuteczniejszy niż niejeden poważny film. Jednocześnie potrafiąc ukazać społeczną krytykę bardzo codziennych i prostych tematów, jak i wejść w polityczne kwestie.
Ilinca Manolache, czyli ekranowa Angela/Bobita w swoim trzecim występie u Radu Jude stworzyła coś niesamowitego. Jej postać wiecznie zmęczonej, kobiety która na nic nie ma czasu, zapijającej kawą papierosa to momentami bolesny, ale niezwykle prawdziwy obraz. Jej wachlarz emocjonalny w tym filmie jest niezwykły, a przy tym naturalność w sytuacjach, które nie są naturalne, choć to trzeba oddać całej obsadzie, która niezwykle prawdziwie gra od sytuacji absurdalnych, po te przykre.
Radu Jude dowiózł, rumuński reżyser w swoim niemal trzygodzinnym dziele udowodnił, ze można pokazać coś świeżego i nowego w kinie. Film głębocy społecznie potrzebny, a przy tym bardzo lekki w odbiorze, śmieszny, absurdalny, czasem wzruszający, ale przede wszystkim prawdziwy, mimo ze formalnie kosmiczny.
9/10