Ali Abbasi po sukcesie „Holy Spider” opuścił Iran i zabrał się za amerykańskie kino, po drodze reżyserując dwa epizody „The Last of Us”.


Jego pierwszy duży amerykański film wpasowuje się idealnie w najważniejszy amerykański temat ostatnich i kilku przyszłych tygodni, wyborów. Dokładnie rzecz ujmując opowiadając historię Donalda Trumpa, który jest jednym z dwójki głównych kandydatów do objęcia roli prezydenta USA. Jednak jego poznajemy w filmie lata wcześniej, kiedy jako młody chłopak pomaga w firmie ojca, zajmując się zbieraniem czynszu od najemców. Jednak ma wielki plany, które komplikuje sprawa karna, która wisi nad rodzinnym biznesem. Jako młody i ambitny mężczyzna znajduje pomoc w osobie Roy’a Cohna, jednego z najlepszych, jak i najbardziej bezwzględnych prawników w historii USA.


Film jest opisywany jako biografia Trumpa albo opowieść o jego początkach, jednak w mojej opinii to bardziej historia jego relacji z Roy’em. Prawnik, który wprowadził go na salony i można powiedzieć, że stworzył Donalda takim, jakim go znaliśmy przez większość jego kariery. Ucząc jeszcze na tym etapie młody Donald wygrywa sprawę która na nim ciążyła i zaczyna wspinaczkę tworząc swoje imperium, które zaczęło się od hotelu w centrum pogrążonego w kryzysie Nowego Yorku.


Sam kontekst historyczny jest mocno zarysowany. Kryzys, rządy Regana i to jak Trump próbował wpasować się w zaistniałą sytuację i wykorzystać ja na swoją korzyść. Filmu buduje przez to obrazek Trumpa jako oportunisty, ale też człowieka wielkiej wizji. Biznesmena, który idzie do celu po trupach, tracąc po drodze resztki człowieczeństwa. Przy tym człowieka, który nie raz o mało co nie zbankrutował, lub nie trafił do więzienia. Tutaj wchodzi postać Roy’a, który nie raz go z tych opresji ratował i na początku on wydaje się wcieleniem zła i bezwzględności. Jednak wraz z trwaniem relacji i przebiegiem lat zmienia się to i ciekawie obserwuje się to, jaki ma to wpływ na obu.


Jednak co od startu zachwyciło mnie w tym filmie to ogólnie rozumiana warstwa techniczna. Po pierwsze film wygląda jakby był nakręcony w latach w których dzieje się akcja, ma ten stary klimat, co dodaje filmowi wiele realizmu i właśnie klimatu. Potęguje to użycie prawdziwych nagrań, które dobrze działają dzięki świetnemu montażowi w tym filmie. Nie dość, że bardzo efektownemu, to sprawiającemu, że film przez niemal całość trwania ma bardzo dobre temp. Szczególnie urzekły mnie sceny zmontowane pod muzykę, szczególnie że soundtrack w tym filmie jest świetny, obejmując hity trwania akcji.


Tak jak trzon obsady tego filmu. Sebastian Stan który zachwycał w “A Different Man” tutaj jako Trump wydaje się jeszcze lepszy. Szczególnie w tym, jak rozwija postać i z wiekiem upodabnia się do Trumpa, stosują jego charakterystyczne gesty, miny i styl poruszania się. Jeremy Strong jako Roy jest równie dobry, do tego jego kreacja niezwykle zapada w pamięć dzięki eklektyzmowi zachować i wyglądu. W obu przypadkach wielka to zasługa charakteryzacji, także zmiana ich na przestrzeni lat pod tym względem jest świetnie ukazania. Swoistą wisienką na torcie jest bardzo dobra rola Marii Bakalovej jako Ivany Trump, czyli żony głównego bohatera, która tworzy tą rolą cos więcej niż partnerkę głównego bohatera.


„Wybraniec” to film, który ma słabsze strony, jednak czysta przyjemność z jego oglądania jest tak dużo, że o nich zapomina. To mieszanka dobrze opowiedzianej historii, świetnej obsady, nostalgicznej muzyki i charakterystycznej, old scholowej warstwy wizualnej, a wszystko to świetnie zmontowane w dobrym tempie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *