Rich Peppiatt do tej pory nie był zbytnio znany polskiej publiczności, jednak jego najnowszy film szturmem wdarł się na festiwal Sundance, a Polską dystrybucją zajął się Gutek Films.


Co jest już pewną oznaką jakości. Na start zaznaczę też ciekawą sytuację, którą można ogłosić jak wzajemną promocję filmu i festiwalu. Otóż Artur Rojek ogłosił, że zespół Kneecap, czyli tytułowy skład tego filmu wystąpi na przyszłorocznym Off Festiwalu, akurat w okolicach polskiej premiery tego filmu. Ciekawy ruch i myślę, że dobrze wypromował zarówno film, jak i festiwal.


Film opowiada o wspomnianej grupie Irlandzkich raperów Kneecap. Zaczynamy jednak od kwestii językowych, poznajemy małżeństwo w średnim wieku. Pewnej nocy zostają obudzeni i tak zwana głowa domu musi jechać na komisariat w roli tłumacza. Okazuje się, że to młody chłopak, który dokonał pomniejszych rozbojów i nie chciał rozmawiać w języku angielskim, tylko Irlandzkim. Tego dnia właśnie odrzucono ten język jako urzędowy w tym kraju. Podczas rozmowy łączy ich nić porozumienia, a mężczyzna, który jest nauczycielem muzyki zabiera notatnik chłopaka, który mógłby go pogrążyć na policji. W nim znajduje rymowane teksty, które chce przekuć na rap. Panowie spotykają … Wpadają na siebie, gdy młodszy z nich ucieka przed kibicami „tego drugiego klubu”. Nauczyciel namawia chłopaka i jego przyjaciela do nagrania muzyki w języku Irlandzkim. Robią to w jego garażu, a poważny nauczyciel muzyki staje się ich producentem i DJem.


W tym momencie na szczęście nie pisze, że film w dalszej części to opowieść o muzykach i ich drodze do sukcesu, mimo że film posiada te elementy skupia się na innych, a nie idzie oklepaną ścieżką muzycznego bio-picu. I samych tematów porusza więcej, szczególnie w pobocznych historiach. Mamy opowieść jednego z wokalistów i jego historii z ojcem, który go uczył angielskiego, potem odszedł i został uznany za martwego, a teraz ukrywa się przed systemem jako gest walki z nim. Jednak najciekawsze wydają się kwestie językowe, które prowadzą do tożsamości Irlandczyków.


Historia Irlandii nie jest prosta, a Belfast widział niejedno. Dla dużej części obywateli tego miasta uznanie języka Irlandzkiego za drugi język urzędowy było bardzo ważne. To właśnie po tej stronie barykady staje Kneecap co jest utrudniane miedzy innymi przez policje. Ich muzyka jest głosem języka, który może zostać zapominany w każdym momencie. Właśnie, muzyka przyznam szczerze sam proces jej powstawania został dość mocno uproszczony, jednak to może dobrze w filmie poruszającym tyle wątków. Mimo to robi ona świetne wrażenie, sceny koncertów mają niesamowitą energię, a  wracając z kina słuchaliśmy tych utworów w języku, który na początku filmu brzmi nieco dziwnie, jednak pasuje do ich rapowego stylu z elementami punku.


Film jest bardzo ciekawy pod względem formalnym. Dominują tutaj szybki montaż, krótkie ujęcia, a przy tym nie czuć tego przesytu. Natomiast sam Belfast jest ukazany niezwykle surowo, jako dość ponure miasto, które jednak ma „to coś w sobie”. Dodatkowo film wypełniają nietypowe animacje nałożone na niego, co wpasowuje się w uliczno-punkowy vibe tego filmu.


Z jednej strony wygląda na papierze jak muzyczna biografia grupy, ma też bardzo mocne wątki polityczno-społeczne, z wątkami dramatu rodzinnego. Jednak jest to niezwykle lekko nagrany film, pełen szybkiego montażu i humoru, dzięki czemu ogląda się go bardzo przyjemnie, ale potrafi też ciekawie pokazać ważne kwestie tożsamości narodowej i jej wpływu na społeczeństwo i pojedyncze jednostki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *