“Czarnoksiężnik z Oz” to absolutny klasyk kina i film, który inspirował pokolenia twórców. Nadszedł czas na rozszerzenie tego świata o dwuczęściową historię, której pierwsza połowa właśnie wylądowała na ekranach kin.
Film opowiada historię dwóch czarodziejek, Glindy i Elfaby. Pochodzą z różnych środowisk i ich sytuacja diametralnie się różni, mimo że obie są córkami bogatych rodziców. Pierwsza jest gwiazdeczką szkoły, gdzie pojechała na studia, mając ogromne grono wielbicieli i swoją świtę, prywatny apartament, do którego zostaje dołączona Elfaba. Dziewczyna o zielonym kolorze skóry (z czego musi się wiecznie tłumaczyć), mająca kompleksy, ale też niezwykle inteligentna. Początkowo odprowadzała tylko niepełnosprawną siostrę na studia, jednak przypadkowo ujawniają się jej mocne magiczne, a profesor Morrible, istna legenda szkoły, proponuje jej prywatne lekcje.
Wtedy postanawia też umieścić obie w jednym pokoju, gdzie od samego początku dziewczyny nie dogadują się ze sobą. Elfaba zostaje jedną z najlepszych uczennic w szkole, natomiast Glinda buduje swoją popularność. Jednak ku zaskoczeniu reszty ta dwójka zaczyna się ze sobą dogadywać, a w tle rozgrywa się dużo poważniejszy wątek. Mówiące zwierzęta, które pracują na uczelni jako profesorowie zostają zepchnięci do dalszy plan, a nawet pojawia się plotka o ich odsunięciu. W tym celu Elfaba stara się dotrzeć do czarodzieja z krainy Oz.
Historia jest dość banalna, można powiedzieć bajkowa. Rozegrana na konflikcie dwóch odmiennych od siebie charakterów, które w końcu się zaprzyjaźniają. Tak naprawdę film to połączenie dramy o nastolatkach w szkole z kinem drogi, będąc jednocześnie musicalem. Jest to spora mieszanka, która w trakcie trwania mocno zmienia swoje proporcje i trzeba przyznać, że potrafi dobrze to zbalansować. Choć uważam, że środek jest przeciągnięty i momenty, gdy jeden wykon piosenki zastępuje inną jest przegięty, jednak mimo to film przez całe 180 minut potrafi utrzymać dobre tempo i nie zmęczyć widza.
Warto zaznaczyć, ze same wykonania muzyczne są w większości przypadków świetne, dobrze współgrając z wizją świata i ciekawie wyglądającym stylem wizualnym, szczególnie scenografia potrafi robić wrażenie. Jednak to obsada sprawia, że wykonania są tak świetne. Ariana Grande jest kapitalna w roli gwiazdeczki szkoły, rozpieszczonej i odklejonej od rzeczywistości „mean girl”. Jednocześnie jadąc na stereotypach postaci tego typu, ale też dokładając od siebie cos ekstra. W kontrze Cynthia Erivo jako ta zakompleksiona dziewczyna, która tworzy tu dużo bardziej stonowaną rolę bez grama fałszu.
W warstwie tematycznej „Wicked” to film który oferuje więcej niż można byłoby się spodziewać po tego typu filmie. Zaczynamy od wątków odrzucenia przez inność, co teraz może wydawać się banałem, ale dalej jest tylko ciekawiej. Temat klasizmu jest przedstawiony w złożony sposób, tak samo jak wątek polityczny, które w połączeniu zmieniają nam obraz postaci. A gdzieś pomiędzy tym rozgrywają się wątki osobiste bohaterek, które może już nie mają takiej głębi wychodzącej poza ramy konwencji. Mimo to są ukazane w sposób zachowujący pozory realizmu, a przy tym tak, żeby nie znudzić widza.
„Wicked” to ciekawy przykład kina głównego nurtu, który podąża ścieżkami popularnych gatunków, a przy tym potrafi dodać coś od siebie, szczególnie w warstwie tematycznej. Natomiast świetna obsada, scenografia i charakteryzacja przykrywają dłużyzny i głupotki, których tu też nie brakuje.
6/10