François Ozon to bardzo ważny twórca dla mnie, od hitu „8 kobiet”, przez „Lato ‘85”, które było pierwszą recenzją na tym blogu, po zeszłoroczną „Moją zbrodnię” — jego filmy mają w sobie coś, co mnie przyciąga.

I tu przyznam, że gdyby nie nazwisko reżysera, nie zwróciłbym uwagi na ten film. Historia o emerytkach z mało znaną obsada nie przyciągnełaby mnie do kina, ale to Ozon. Jednak o czym jest jego nowe dzieło poza tym, że o metaforycznej jesieni życia. Opowiada historię Michelle, kobietę w starszym wieku, która spędza dni na pielęgnacji ogródka, rozmowach i wyjściach na grzyby z przyjaciółką, Marie-Claude. Raz w tygodniu wozi też ją do więzienia, gdzie osadzony jest jej syn. Pierwszy i kulminacyjny moment to przyjazd córki Michelle z jej wnukiem.

Widać od razu napięcie na linii matka–córka, a Michelle zabiega bardziej o kontakt z chłopakiem, z którym wychodzą na długi spacer. Wracają, a tam karetka zabiera córkę głównej bohaterki do szpitala. Szybko okazuje się, że to zebrane przez Michelle grzyby są tu winne. Jej córka jeszcze tego samego dnia zabiera go od swojej matki i niemal urywa kontakt. W tym samym czasie syn Marie-Claude wychodzi z więzienia, a Michelle daje mu pracę przy pomocy w domu, sama popadając w coraz większą depresje.

Jednak dość o historii, bo o tym filmie łatwo za dużo napisać, jednak warto zaznaczyć, że mimo pozornego spokojnego tempa, dzieje sie tam dużo. Sam film w dużej mierze skupia sie na relacjach między wspomnianymi wcześniej bohaterami. Obie starsze Panie długo dyskutują nad tym jak wychowały swoje dzieci które poszły w zupełnie różne ścieżki, lecz żadna nie jest z nich zadowolona. Film w ciekawy sposób zmienia nam postrzeganie bohaterów, bardzo delikatnie cedząc podawane informacje. Jednak gdy już się dowiemy, dla przykładu, za co dzieci mają żal do Michelle i Marie-Claude, sytuacja zaczyna się zagęszczać. Może nie są to stricte thrillerowe tory, ale elementy opowieści kryminalnej w ten dramat są wplecione.

Dramat, który jak to u Ozona jest jednocześnie komedią. Bardzo subtelną, a przy tym bawi się formą samej komedi, wykorzystujac do niej czasem i montaż czy pracę kamery, ale też i dialogi. Które są bardzo dobrze i napisane i podane. Ozon ciekawie pod względem literackim wchodzi w rodzinną sytuację w małomiasteczkowej wsi pod Paryżem, które swoją drogą też pięknie portretuje. Samo miasteczko zdaje się nadawać tempa akcji, a przy tym jest jego bohaterem. Dobrze kontrują to momenty, gdy akcja przenosi sie do Paryża i zaczyna się wiekszy chaos i napięcie.

Wspomniałem o tym jak obsada dobrze podaje dialogi i trzeba wyróżnić tu szczególnie dwie osoby. Nagrodzony na festiwalu w San Sebastian za tę role Pierre Lottin, który wcześniej grał kilkukrotnie u Ozona, a tu wciela się w syna Marie-Claude. Świetnie sprzedaje postać ex-kryminalisty, który stara się poprawić, ale nie do końca mu to wychodzi. Hélène Vincent w roli Michelle, pozornie uroczej babci, która kryje swoje sekrety.

„Kiedy nadchodzi jesień” to urocze kino o starości, które daje nam dużo więcej, potrafi nas nie raz zaskoczyć, a przy tym serwuje czułą rodzinną opowieść, która miesza wiele gatunków filmowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *