Irańskie kino w ostatnich latach przeżywa istny renesans, a Mohammad Rasoulof od wielu lat jest jednym z głównych jego przedstawicieli.
Laureat „Złotego Niedźwiedzia” z festiwalu w Berlinie w 2020 roku tym razem zaprezentował swój film w Cannes, gdzie zdobył nagrodę specjalną jury oraz krytyków filmowych FIPRESCI. Natomiast w Polsce film był prezentowany w ramach festiwalu Camerimage, gdzie został pozytywnie przyjęty. Film zaczyna się od poznania czteroosobowej rodziny, małżeństwa z dwójką córek. Na start dowiadujemy się, że głowa rodziny, Iman, to prawnik, który pracuje w strukturach rządowych. Dostaje duży awans na sędziego śledczego, jednak sprowadza to na niego konsekwencje, a jego rodzina musi być bardzo ostrożna. Szczególnie że w Teheranie wybuchają antyrządowe protesty, z którymi zgadzają się obie córki.
Tutaj rozwija się konflikt wewnątrz rodziny. Który chce z obu stron załagadzać matka, wyrzucając z jednej strony mężowi brak czasu dla córek, a córkom brak posłuszeństwa i narażanie rodziny na niebezpieczeństwo. Szczególnie gdy starsza z nich chce przenocować przyjaciółkę, a potem ukrywa ją ranną po brutalnym tłumieniu protestów w szkole. Wtedy dostajemy bardzo długą i bolesną scenę opatrywania ran. Zaognieniem konfliktu jest oficjalne dołączenie do niego ojca, gdy temu ginie broń, a on oskarża o to córki.
Ciekawe jest to jak film opowiada historię zaczynając mieszając skalę mikro z makro. Oczywiście główny jest watek rodzinny od którego zaczynamy, a droga połowa filmu na dobra sprawę jest poświęcona tylko jemu. Jednak ciekawe jest to jak szczególnie w pierwszej części film sprawnie przechodzi z opowiadania o protestach do wypływu ich na rodzinę. Sam ich temat jest bardzo ważny, sprzeciw dla teokracji i patriarchatowi. To główne założenia, choć jest ich więcej. I konflikt nowe pokolenie równa się progresywni zwolennicy protestów, kontra starsze pokolenie po stronie rządu nie jest tak zerojedynkowy. Co szczególnie widać po matce w tej rodzinie, która jest rozerwana między stronami, mimo że wydaje się stać po stronie ojca. Jednak film dużo też opowiada przez jej kontakty z bohaterami drugoplanowymi.
Film ciężko jest jednoznacznie skategoryzować do nurtu w kinie. Z jednej strony widać w nim charakterystyczne elementy kina Irańskiego, podobnie jak w ostatnich produkcjach Aliego Abbasiego (poza „Wybrańcem” oczywiście). Jednak jest tu też napływ innych stylów. Film czerpie garściami z thrillerów, budując napięcie. Świetnie to widać we wspomnianej scenie ratowania rannej koleżanki, czy końcowej sekwencji. Jednak film to dramat rodzinny w największym stopniu ze świetnie napisanymi dialogami, na których opiera się duża część sukcesu dzieła. Bardzo naturalne, a przy tym efektowne, świetnie obrazujące konflikt międzypokoleniowy, które da się przełożyć na inne realia, niż Irańskie protesty, jednocześnie pozostając w nich autentycznym. Warto dodać, że film korzysta też z nagrań dokumentalnych lub wzorowanych na takie, które dodają autentyczności, ale też ich ilość jest świetnie zbalansowana.
Przechodząc do wspomnianej warstwy wizualnej, z początku wydaje się, że to bardzo klasycznie nakręcone kino dramatyczne dla tego regionu. Jest powoli, spokojnie, jednak z czasem dostajemy coraz częstsze eksperymenty w tym. Czasem trochę przesadzone – jak zwolnienie tempa i opadające kulki wyjęte z ran dziewczyny. Jednak dużo jest też świetnie zmontowanych scen z szybszą akcją. Jak i piękne ujęcia na bezdroża i pustynie za Marakeszem.
„Nasienie świętej figi” to film w świetny sposób pokazujący wpływ sytuacji politycznej na relacje wewnątrz rodziny. Ukazany na mocnym, irańskim przykładzie jest łatwy do przełożenia na inne realia, nie odbierając mu jednak nic z prawdziwości.
8/10