Stały bywalec berlińskiego konkursu, Alonso Ruizpalacios, wraca do nas z nowym projektem, który premierę na wspomnianym festiwalu miał już rok temu.

Jego najnowszy film opowiada o jednym dniu w restuaracji, gdzie ciężko wskazać głównego boahtera. Zdaje się, że samo miejsce jest na pierwszym planie, a pracownicy restauracji to bohaterzy drugoplanowi. Na start śledzimy młodą Meksykanę, która dociera do restauracji w sercu Nowego Jorku. Ma dostać tam pracę z polecenia znajomego i tu zaczyna sie chaos, kolejka do managera restauracji, urywające się telefony i oskarżenie o kradzież. Okazuje sie, zę dzień wcześniej z kasy zniknęło kilkaset dolarów, a właściciel każe przeprowadzić śledztwo w tej sprawie.

Co jest w zasadzie wątkiem napędzajacym narrację i łączącym pojedyncze historie, których tutaj jest dużo. Mozna powiedzieć, że film się z nich składa i cięzko wybrać tą główną. Wysuwa się na nią historia kucharza do którego trafia pod opiekę wspominana Meksykanka. Pedro, bo tak ma ten kucharz na imię, ma romans z Julią, kelnerką, która ukrywa ciążę. Dziewczyna jest przekonana, że chce dokonać aborcji, jednak Pedro ją odwodzi od tego pomysłu. Gdy śledztwo w sprawie kradzieży posuwa się do przodu dowiadujemy się, że kwota bardzo przypomina koszt aborcji.

Tak jak wspominałem, jest wiele innych wątków. Jednak wydaje sie, że zazębienie szukania złodzieja i relacji Pedro-Julia są tutaj w centrum. I uważam, że dobrze się uzupełniają, a sam wątek bardzo mocno uwydatnia konflikt biali Amerykanie kontra Meksykanie. Czy Pedro kocha Julię, czy chce by urodziła dziecko, związała się z nim aby on dostał obywatelstwo. Jednak jest tu dużo więcej składowych, jak Julia rozmawiajaca z mężczyzną przez telefon, jej chęć wyrwania się, czy to, że nadpobudliwy i czesto agresywny Pedro jest o krok od bycia zwolninoym.

Przejdźmy do kuchni, większość filmu rozgrywa się w tym miejscu, gdzie przez większość czasu panuje chaos z małą domieszką zniszczenia. Film to jeden dzień z życia restauracji, gdzie akcja toczy się non-stop, tutaj automat z napojem zaleje kuchnię, a tutaj kucharz dostanie załamania nerwowego, i milion rzeczy pomiędzy. I tak, uważam, że ilosć sytuacji jednego dnia jest przegięta i to ewidentna koloryzacja dla filmowego efektu. Jednak w tych szalonych sytuacjach z kuchni jest wiele nautralizmu i prawdziwości. Co warte dodania to niemal wszyscy kucharze są z Meksyku co jest elementem konfliktu USA-Meksyk w tym filmie. Jednak uważam, że najlepiej zarysowany to ten kucharzy z kelnerkami.

Samo ukazanie pracy w gastronomii oczywiście jest lekko przerysowane, ale oddaje duch tej pracy. Tak bardzo nieoczywistym jest ukazanie jedzenia jako pospolitej strawy, bez wychwalania jego piękna. Oczywiście jako widz domyślamy się, że jedzenie w obleganej restauracji musi być dobre, a kucharze są przedstwieni jako eksperci w swoim fachu. Jednak samo jedzenie sprowadzane jest tu do pokarmu, które nie musi wyglądać. Cały film jest czarno-biały i generalnie wygląda bardzo dobrze, zarówno w momentach spokoju, jak i chaosu. Które same w sobie potrafią robić wrażenie, podbijają to świetne sekwencje montażowe, jak chaos w kuchni w godzinach szczytu i przejście z niego do spokoju sali.

Film mocno promowany jest wystąpieniem w nim Rooney Mary, która ostatnio bardzo selektywnie podchodzi do swoich występów, tutaj wciela sie w postać Julii. Tworząc udaną kreację, szczególnie pod wzgledem budowania podjecia decyzji w sprawie aborcji, jednak nie jest to kreacja która zostaje na dłużej w pamięci. Taką jest postać Pedro grana przez mało znanego Raula Brionesa, który momentami pokazowo, ale świetnie sprzedaje postać ekstrawertyczną, momentami ciężką do polubienia, ale z drugim dnem i ciekawą historią. W drugim i trzecim planie ciekawych występów nie brakuje, wystarczy wskazać szefa kuchni.

„Apetyt na więcej. La Cocina” to niezwykle przemyślany i zaplanowany chaos, film ze świetnym tempem i wielowątkową akcją, która ciekawie się przeplata i porusza ważne problemy. Może i czasem w sposób oczywisty i banalny, ale nie skupiając się na jednym spojrzeniu na sytuację. Dodając do tego ciekawy aspekt wizualny wychodzi nam interesujące kino, które mimo długiego metrażu, niespełna 140 minut, oglada się bardzo sprawnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *