Kina zamknięte, nie wiadomo kiedy powrót, brak ciekawych nowości, a tu jednak. Film nominowany w Sundance z Bartoszem Bielenią w roli głównej.
Mamy tu do czynienia z dość prostym w swojej konstrukcji thrillerem. Sebastian, grany przez wcześniej wspomnianego Bartosza Bielenię napada na telewizję w noc sylwestrową roku 1999. Chce on przekazać wiadomość na antenie telewizji, w tym celu porywa prezenterkę oraz ochroniarza. Zaczyna się wtedy swoiste przeciąganie liny między głównym bohaterem, a pracownikami telewizji wspieranymi później przez policję. Na dobrą sprawę tyle można powiedzieć o fabule nie wchodząc w spoilery, cała gra rozchodzi się o czas, a film w bardzo ciekawy sposób nim się bawi dając wrażenie że za minutę da rozwiązanie intrygi, a potem przesuwa je w czasie po raz kolejny i kolejny.
To co jest bardzo ważne w tej produkcji to jak jest osadzona w czasie i miejscu. Polska na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych była lekko mówiąc dość specyficzna. A szczególnie sam sylwester roku 1999 gdzie do panujących wtedy nastrojów społecznych można było dołożyć strach przed nowym milenium. Od strachu przed końcem świata, po z dzisiejszej perspektywy głupie zatrzymanie się komputerów o północy. Tworzyło to unikalny klimat który został w świetny sposób tu oddany. Od strojów, mowy do prawdziwych urywek telewizyjnych, bo cała akcja właśnie odbywa się w jednym miejscu, czyli studiu telewizji.
Kolejnym mocnym aspektem tego filmu są bohaterowie. Dostają oni dużo czasu na pokazanie się, opowiedzenie swoich historii, pokazanie swoich lęków, ambicji. I mimo że ich działania, w szczególności pojmanej trójki nie są zbyt logiczne to tym bardziej się wpasowuje to w sytuację, bo kto by zachowywał się logicznie z pistoletem przy skroni. Po jednej i po drugiej stronie czuć prawdziwe emocje, ale jedno co najmocniej się przebijało to bezradność i chęć wyjścia z tej sytuacji tak szybko jak tylko się da. Duża zasługa w tym aktorów, Bartosz Bielenia udowadnia że Boże Ciało nie było jednorazowym strzałem i sprawdza się świetnie w nieco psychopatycznej roli. Magdalena Popławska świetnie tworzy kreację osoby której jesteśmy w stanie współczuć żeby po pięciu minutach przestać z nią sympatyzować i zacząć wspierać po kolejnych dziesięciu. Nie chcę wymieniać tu po kolei, ale poza Cezarym Kosińskim za którym osobiście nie przepadam, cała obsada spisuje się tu dobrze.
(UWAGA W TYM AKAPICIE MOCNO WCHODZĘ W SPOILERY)
Dochodzę do momentu w którym muszę się czegoś czepić i z tego co widzę czepia się tego duża część krytyków. Najlepiej określił to Pan Tomasz Raczek „wszystko to jest jak mydlana bańka: powierzchowne puste i po nic” i jestem w stanie przyznać tu racje. Szczególnie po obejrzeniu jednak uważam bardziej za rysę na bardzo dobrym filmie niż czynnik dyskwalifikujący. Film nigdzie nie stara się na moralizowanie, a ukazanie nastrojów społeczeństwa jest w moim odbiorze bardziej tłem niż celem tego filmu. Samo budowanie napięcia, pokazanie reakcji różnych ludzi wepchniętych w skrajną sytuację, te kolokwialne przeciągnie liny między stronami, to w mojej opinii są elementy filmu na których warto się skupić, a przynajmniej osobiście tak poczyniłem i wyciągnąłem z tego seansu masę przyjemności.
Od dłuższego czasu mam słabość do filmów dziejących się w jednym miejscu, nie mówię już o skrajnych przypadkach jak Sunset Limited, czy Malmkrog, jednak i te bardziej rozbudowane. Tutaj film wykorzystuje to bardzo dobrze i naprawdę pod względem tak zwanego trzymania napięcia film jest świetny, dziewięćdziesiąt minut pochłonięte z zapartym tchem ze świetną obsadą i pięknie oddanym klimatem. Ma swoje mankamenty, ale mimo to z czystym sumieniem jestem w stanie go polecić, szczególnie że do otwarcia kin nie dostaniemy ciekawszej nowości.
7/10