Ryûsuke Hamaguchi to jedno z najgłośniejszych nazwisk branży filmowej w ostatnich miesiącach. Spektakularne cztery nagrody w Cannes, a także cztery nominacje do Oscarów czy Złoty Glob za film zagraniczny. „Drive My Car” zbiera pochwały z wielu strony, choć też zbiera i mniej przychylne głosy to największe działo do tej pory Japońskiego reżysera.
Dla mnie to drugie zetknięcie z tym reżyserem. „W pętli ryzyka i Fantazji” uważam za bardzo ciekawe kino, lecz też jako trochę przedsmak tego, co widzimy w „Drive My Car”. Nie chce po dwóch filmach wypisywać banały o stylu Japończyka, ale widać swoistą konsekwencję w jego działach. Można powiedzieć, że znowu Hamaguchi stawia na te same aspekty, opierając w dużej mierze swoje dzieło na dialogach i wyrazistych, czasem aż przegiętych postaciach.
Ciężko jest jednoznacznie streścić o czym jest „Drive My Car”, swoistym prologiem jest tragiczna historia rodzinna, która zostawia skazę w psychice głównego bohatera. Później mamy przygotowania, do którego spektaklu jest On reżyserem, a obok tego „dzieją się rzeczy”. I to tak naprawdę tyle, czasem miałem wrażenie, że wydarzenia dzieją się tylko po to, żeby bohaterowi mogli o nich porozmawiać, a sam dialogi/monolog jest esencją tego filmu. Bardzo ważnym elementem dzieła jest niemal tytułowy samochód. Z jednej strony pamiątka starych, szczęśliwych czasów dla głównego bohatera, a z drugiej naznaczenie jego problemów zdrowotnych, gdyż sam nie może go prowadzić. Co prowadzi do ukazania oddawania czynności prowadzenia młodej kobiecie jako znak zaufania, które z czasem zdobywa. Sam samochód często też stanowi tło akcji, czytaj dialogów, które tutaj są prowadzone i potrafią nie raz bardzo mocno wybrzmiewać właśnie w tym miejscu.
Element, który bardzo skojarzył mi się z poprzednim filmem reżysera są swoiste pętle fabularne. Wydarzenia potrafią przynosić skutki z opóźnieniem, czasem w najmniej spodziewanym momencie. Jest to swoista zabawa z widzem, gdyż film potrafi rzucać wiele poszlak, do których później wraca, a widz odkrywając tą zależność w momencie powrotu do tej sytuacja czuje jakby satysfakcje. Kolejnym elementem bardzo kojarzącym się z poprzednim filmem reżysera jest budowanie postaci. Z pozoru bardzo dystyngowane i ułożone, lecz boleśnie osadzone w rzeczywistości z głębszym poznaniem ukazują swoistą tajemnicę, która sprawia, że ich obraz diametralnie się zmienia. Bardzo często łącząc w sobie przeciwieństwa, na czele z głównym bohaterem, który po prologu wydaje się obojętną osobą na świecie, gdzie tak naprawdę jest osobą, której na wszystkim najbardziej zależy.
Dialogi, na dobrą sprawę esencja filmu i coś, dzięki czemu pokocha się lub znienawidzi to dzieło. Służące do poprowadzenia historii, rozbudowy bohaterów, zaszokowanie widza, jak i rozładowania napięcia. I tak wiem, teoretycznie można by tak napisać o każdym filmie, jednak tutaj jest to doprowadzone do perfekcji, choć czy aby na pewno? Bo zdecydowanie tym dialogom można zarzucić dłużyzny, rozciągnięcie i wszystkie inne określenia na ich długi czas trwania. Można zarzucić im przeintelektualizowanie i usilne próby pójścia w nuty filozoficzne. Jednak widać w tym filmie celowość tych zabiegów i jest to też punkt gdzie krytyka i zachwyty nad filmem się łączą i dzielą, bo po prostu można to kupować i dać pochłonąć się temu filmowi, lub może do widza to nie trafić, a on będzie nudził się trzy godziny na seansie.
Na koniec krótko o ukazaniu Japonii, bo mamy tutaj oderwanie od typowego ukazania tego kraju przez pryzmat Tokio, jako wielkiego i zatłoczonego miasta. Mamy tutaj bardziej tereny nadmorskie, małe miasteczka, miejsca bardziej wyciszone i niemal kontemplacyjne. Bardzo to dobrze rezonuje z tym filmem, jak i jest piękną wizytówką Japonii, tak różną od tego, do czego nas popkultura przyzwyczaiła.
Nie chce kończyć tej recenzji banałem ze nie jest to kino dla każdego, ale tak trochę jest. Fani przegadanego, powolnego kina znajdą tutaj coś dla siebie, jednak nie zdziwi mnie jak większości ludzi ten film po ludzku odrzuci. Z mojego punktu widzenia cieszę się, że takie filmy powstają i czekam na kolejne dzieła Hamaguchi’ego.
8/10
[…] – Recenzja Batman – Recenzja Alcarràs – Recenzja Na pełen etat – Recenzja Drive My Car – Recenzja Jednym głosem – Recenzja Boscy – […]