Floriana Zellera znamy z kapitalnego filmu „Ojciec”, który zebrał duże uznanie. Wraca on do kina z filmem „Syn”, który już na festiwalach zebrał wprost przeciwny odbiór.


Zacznę od kontrowersji wokół tego filmu, bo tak jak w przypadku „Wieloryba” do mnie te były swojego rodzaju wydmuszką i tu odsyłam do podcastu Michała Oleszczyka „Spoilermaster” o tym filmie. Tak tutaj mają one dużo większy wpływ na odbiór społeczny tego filmu i wcale mnie to nie dziwi. I po części się z nimi zgodzę, tak film ma wydźwięk, który można zinterpretować jako swoiste potępienie chodzenia na terapie i pomocy psychologicznej. I oczywiście film to dzieło artystyczne, a twórca ma prawo do swojej wizji, jednak tak samo krytyka, jak i odbiorcy mogą wskazać jego szkodliwość. I może jest to trochę nadinterpretacja, ale fakt ukazywanie terapii w taki sposób jak tutaj w 2023 roku, gdzie depresja jest jedną z najgroźniejszych chorób jest dość… słabe w mojej opinii. Tak czy inaczej, spróbujmy podejść do filmu w odcięciu od tego.


Film „Syn” opowiada historię… syna, a tak naprawdę relacji rodzicielskiej ojciec-syn. Chłopak mieszka z matką, a ojciec z nową partnerką, z którą ma drugie dziecko. Chłopak popada w depresje i opuszcza szkołę, a jego rozwiązaniem jest zamieszkanie z ojcem, popiera to jego matka która nie radzi sobie z dzieckiem. Po przeprowadzce chłopaka stan się poprawia, jednak tylko iluzorycznie i od początku zaczyna obwiniać ojca za jego stan psychiki, a konkretnie to, że lata temu opuścił on jego i matkę. Ojciec początkowo stara się mu pomóc jednak nie rozumie jego problemów, ba sam „zainteresowany” nie jest w stanie ich zdefiniować i cała czas powtarza, że nie radzi sobie z życiem, tak po prostu.


Bardzo ważne jest to niezrozumienie międzypokoleniowe, wychowany po „staromodnemu” ojciec stara się mu pomóc, czego nie robił jego ojciec. Jednak gdy to nie pomaga sam zaczyna mówić rady pokroju „zaciśnij zęby i walczy” czy „wyjdź do ludzi, będzie dobrze”, co ewidentnie nie pomaga. Tutaj pojawia się wątek terapii, która też nie pomaga, która swoją drogą pokazana jest bardzo powierzchownie do momentu, gdy dzieje się wydarzenie przełomowe, jednak nie będę wchodził tu w szczegóły. Całe nieporozumienia potęguje nowa partnerka ojca, która jest obwiniana nie raz za całe zło, jakie spotkało tę rodzinę, a sytuacja w której mieszkają pod jednym dachem daje wiele możliwości do takich nieporozumień.


To może, chociaż obsada broni ten film? No nie do końca. Hugh Jackman gra tutaj na tak zwanym autopilocie człowieka sukcesu, cool ojca, tylko że nadaje przy tym postacie zero głębi. W kontrze Lauren Dern jako ta niemogąca poradzić sobie z rzeczywistością matka też wypada bardzo blado. Z drugiej strony jest świetny jak zawsze Antony Hopkins i niemal równie zapadająca w pamięć Vanessa Kirby jednak są to ewidentnie role tła. Jest oczywiście chłopak, ale jego postać skopana jest na poziomie scenariusza tak, że ciężko było tutaj coś wyciągnąć.


Problem z „Synem” jest w mojej opinii taki, że był tu potencjał na dobry film. Posiada on elementy doprawdy świetne, a niektóre sceny same w sobie działają. Jednak gubi się gdzieś między niezrozumieniem tematu, a nie potrafieniem ukazania go w formie spójnej opowieści, a podejście do tematu terapii w taki sposób tylko mu szkodzie.


5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *