Godzilla to bez wątpienia jedna z największych marek w historii kina, posiadająca mniej i bardziej udane Japońskie oraz Amerykańskie adaptacje. Tym razem to właśnie Azjaci wzięli się za jej historię i to z ogromnym sukcesem.
Przenosimy się do roku 1945 na wysepkę, gdzie stacjonują piloci kamikadze. Mamy końcówkę wojny, jednak to nie amerykanie atakują ową wyspę, a ogromny potwór nazywany przez lokalną ludność tytułową Godzillą. Głównym bohaterem opowieść jest pilot, który podczas ataku jest przerażony do tego stopnia, że nie wystrzela rakiet do Godzilli przez co potwór zabija niemal wszystkich jego towarzyszy. Sam przez to popada w niełaskę i zmuszony jest do osuszenia wojska. Po wojnie w dziwnym zbiegu okoliczności poznaje dziewczynę, w której z czasem się zakochuje i wychowują razem sierotę wojenną. Żeby zapewnić im utrzymanie decyduje się na pracę przy oczyszczaniu morza z min.
Podczas swojej pracy statek, na którym pracuje zostaje zaatakowany, co oznacza powrót potwora. Tym razem większego i za każdym razem, gdy widzimy Godzillę jest ona coraz większa. Udaje im się trafić miną wewnątrz pyska Godzilli miną przez co poważnie ją rani. Jednak ta regeneruje się i dowiadujemy się, że jej pokonanie jest niemal niemożliwe. Po ataku na miasto, gdzie mieszka główny bohater dołącza on do grupy planującej zabicie potwora, gdyż w ataku ginie jego partnerka. Przy okazji zniszczenia miasta dowiadujemy się, ze Godzilla potrafi strzelać laserem z pyska.
Tyle o fabule, jest ona dość prosta, jednak sprawnie opowiedziana. Może momentami zbytnio zwalnia w momentach rozwijania historii rodzinnej. Jednak nadaje ona głębi bohaterom, przez co ich walka i finalne poświęcenie ma sens i jako widz bardziej angażujemy się emocjonalnie. Sama powojenna Japonia jest tutaj ciekawie ukazana, oczywiście nie jest to neorealizm i opowieść o biedzie, ale kondycja słaba Japonii po wojnie jest tutaj bardzo ważna.
Jednak nie oglądamy Godzilli dla historii, a dla scen batalistycznych, które są absolutnie kapitalne. Już pierwszy atak potwora robi wrażenie rozmachem, a przy tym sama scena jest niezwykle czytelna i dobrze rozplanowana. Niemal jakby każdy ruch i atak był dobrze przemyślany, a po dopiero początek, bo wraz ze wzrostem potwora rośnie tylko skala walki. Szczególnie zniszczenie miasta robi ogromne wrażenie, a przy tym filmowi udaje się uniknąć nielogicznych głupotek, no może poza Godzillą stojącą w głębokiej wodzie. Jednak to można wybaczyć przy świetnej całości. Tak samo, jak końcowego patetyzmu, którego spodziewałem się dużo więcej, a często jest zastępowany samoświadomej śmieszności. Sam film potrafi być niespodziewanie zabawny, a przy tym sam w sobie nie jest żenująco śmieszny.
Ważny dla dobrego odbioru scen batalistycznych jest wysoka wartość techniczna filmu. Który nie dość, że jest bardzo dobrze nagrany, szczególnie w scenach z dużym rozmachem to ma ogromną dbałość o detal. Mimo że budynków niszczone są w ilościach ogromnych to czuć każdą odpadającą cegłę. Świetnie wypada scena, gdy Godzilla rozwala budynek, z którego dachu prowadzona jest transmisja telewizyjna.
Widać, że film jest nowym otwarciem dla Godzilli i to bardzo dobre otwarcie. Film ma świetne sceny batalistyczne, prostą, lecz dobrze opowiedzianą fabułę i ciekawy kontekst powojennej Japonii. Pod względem czystej rozrywki w kinie jest to film kompletny.
7/10