Quentin Dupieux to nie dość, że jeden z najciekawszych twórców w obecnym kinie europejskim to jeszcze najbardziej płodnym twórcą. Wypuszczając średnio dwie premiery rocznie, często sam pisząc scenariusz, reżyserując, montując i będąc operatorem w swoich filmach.
Co ciekawe, ten film doczekał się specjalnego wyróżnienia, gdyż został filmem otwarcia tegorocznego festiwalu w Cannes. Było to dość odważną decyzją, patrząc na to, jak … nietypowe są filmy Dupieux i nie inaczej jest tym razem. Na początku filmu widzimy dwóch spacerujących kolegów, którzy idą na spotkanie z dziewczyną, która podrywa jednego z nich, a On chce, żeby zainteresowała się jego przyjacielem, bo ma jej dość. Szybko okazuje się, że rozmowa jest nagrywana, a aktorzy przebijają czwartą ścianę. Jesteśmy przez cały czas trwania film świadkami trwania filmu w filmie. Może to brzmieć zawile, jednak motyw jest niezwykle prosty, mimo to satysfakcjonujący, szczególnie dlatego, że postacie bardzo płynnie przechodzą z grania do „prawdziwego życia” i odwrotnie.
Później poznajemy drugą parę, a w zasadzie wspomnianą dziewczynę i jej ekranowego ojca, który ma dość kariery aktorskiej, aż dostaje telefon z propozycją zagrania w Filmie Paula Thomasa Andersona. Cała czwórka spotyka się, żeby zagrać kluczową dla filmu scenę, jednak cały czas coś idzie nie tak. Poczynając od kłótni pomiędzy aktorami, do statysty, który ze stresu nie potrafi odegrać scenę, w której nalewa wino.
Jak to u Dupieux film jest niemal w całości przegadany i tak jak u Dupieux dialogi są kapitalnie napisane. Bardzo błyskotliwe, używając ciętego języka, pełnego ciekawych ripost. Jednak przede wszystkim są niesamowicie zabawne. Już pierwsza rozmowa między przyjaciółmi jest świetna, z jednej strony biseksualny David, który bardzo pilnuje języka i nie chce nikogo urazić, z drugiej głupkowaty Willy, który obraża nieintencjonalnie wszystkich. A to tylko początek, później film obiera za cel stricte aktorów i ich podejście do pracy, często żartując z kruchego ego aktorów. Co ważne w humorze w tym filmie, często są to bardzo wprost żarty, a czasem bardziej subtelne, a czasem totalnie absurdalne. I ta różnorodność sprawia, że film zaskakuje i przez całą długość mamy wrażenie obcowania z czymś świeżym.
Jednak na samym humorze się nie kończy, bo Dupieux przez humor stara się powiedzieć coś więcej. Wyśmiewając wszystko i wszystkich, jednocześnie podejmuje bieżące tematy. Jak sensowność cancel culture, gdzie obrywa się osobą po obydwu stronach. Dużym elementem jest dekonstrukcja samego filmu, czy to uderzać w rolę aktora i jego wpływ na budowanie postaci. Czy tematy sztucznej inteligencji, która zaczyna być używana przy produkcji filmów.
Film nagrany jest w bardzo charakterystyczny sposób, podczas bardzo długich scen dialogów, które mają świetne tempo. Co jest ogromną zasługą aktorów, którzy tworzą kontrujące się role, a przy tym są w tym niezwykle naturalni. Czy to niemal stali aktorzy filmów Quentina, czy pojawiające się bardziej znane nazwiska, jakimi zdecydowanie są Léa Seydoux i Vincent Lindon.
Filmu Dupieux’a to zawsze ciekawe przeżycie, a widać, że reżyser zaczyna świetnie balansować w nich absurd, humor i to, co przez to chce opowiedzieć. „Drugi Akt” to pięknie przegadane kino, ze świetną obsadą, które jest niezwykle satysfakcjonujące, sprawiając czystą przyjemność z oglądania.
8/10