Rose Glass to młoda Brytyjska scenarzystka I reżyserka, której poprzedni film „Saint Maud” został bardzo doceniony i jej nazwisko zdobyło rozgłos, tak samo, jak jej najnowsza produkcja, która teraz ma premierę.
W najnowszym filmie zabiera nas do małej amerykańskiej miejscowości. Gdzie pojawia się Jackie, młoda kulturystka, która robi sobie tu przystanek w drodze na zawody kulturystyczne w Las Vegas. Dostaje w niecodzienny sposób prace w miejscowej strzelnicy, a po sesji na siłowni wpada w oko pracującej tam Lou. Jackie wpada w mały konflikt z miejscowymi, przed którym chroni ją Lou i dziewczyny szybko zakochują się w sobie i Lou przyjmuje przybyszkę u siebie. Życie Jackie zaczyna się układać, partnerka, miejsce do spania, przeciętna, ale dobrze płatna praca. Jednak szybko okazuje się, że właścicielem jej jest ojciec Lou, z którym od lat nie otrzymuje kontaktu.
Konflikt w rodzinie i przygotowania do zawodów w Las Vegas to motory napędowe tego filmu. Swoistą kulminacje jest kolacja wspomnianej dwójki, z siostrą Lou i jej mężem. Podczas której dochodzi do sprzeczki i wychodzi, że mężczyzna bije swoją żonę. Po czym dochodzi do eskalacji konfliktu, której nie będę zdradzał, ale jest krwawo i ciekawie, a skala wydarzeń wychodzi poza rodzinny konflikt, choć cały czas o niego się opiera. Ujawniając zaszłości i nierozwiązane sprawy z przeszłości.
Mimo to na pierwszym miejscu wydaje się stać pierwsze słowo z tytułu. Miłość, szczególnie między dwójką Jackie i Lou, które mają burzliwy romans, który przechodzi potem ciężką próbę i skręca w nieoczekiwane strony. Przy tym ukazany jest bardzo naturalistycznie w swojej dzikości, dzięki czemu możemy wierzyć w jego prawdziwość. Jednak to słowo określa więcej niż jedną relację, gdyż te wewnątrz rodziny Lou to inne rodzaje miłości, czasem jej na pierwszy rzut oka nieprzypominające. Najjaśniej wypada tu stosunek bohaterki do siostry, a najmroczniej z ojcem, która jest bardzo wroga, lecz gdzieś w głębi czuć pewien dziwny rodzaj opieki ze strony ojca.
Natomiast drugie słowo, kłamstwa to ważny element opowieści, choć nie do końca. Bo, mimo że pada dosłownie dziesiątki razy, szczególnie w drugiej połowie filmu, to bardziej nazwałbym je niedopowiedzeniami. Zła komunikacja jest przyczyną wielu nieszczęść, tutaj bohaterzy przez zamkniecie w sobie i nie bycie w stu procentach szczerymi ciepią. Natomiast nazwanie drugiej strony kłamcą jest często najprostszą odpowiedzią.
Krwawienie, tego może nie jest dużo, jednak gdy już się pojawia to jest naprawdę brutalnie, sceny agresji są bardzo dosłowne i przy tym dają duży pozór realizmu. Który ustępuje w finale, który jest przesadzony pod tym kątem, jednak myślę, że to celowy zabieg, który jest budowany cały film.
Film w dużej mierze opiera się na dwóch mocnych kobiecych rolach. Kristen Stewart jako Lou i Katy O’Brian jako Jackie, które grają nieco na kontrze spokojna, opanowana, planująca, kontra spontaniczna, energiczna, także wizualnie wychudzona, średni dbająca o siebie i świetnie zbudowana kulturystka tuż przez zawodami. Co tym bardziej szacunek dla Katy za formę, jaką osiągnęła na potrzeby filmu. Z drugiego planu warto też pochwalić Eda Harrisa w roli ojca Lou jako niemal wcielenie zła w niezwykle opanowanej formie.
„Love Lies Bleeding” to film, który sercem jest pod koniec ubiegłego wieku, z prosto, acz ciekawie poprowadzoną historią. Który czasem potrafi zacytować Lyncha, czasem pójść w groteskę, mimo ogólnego naturalizmu, a czasem zaskoczyć brutalnością. I mimo braku świeżości „Saint Maud” to bardzo przyjemne w odbiorze kino.
7/10