Niedawno zakończony festiwal Nowe Horyzonty zacząłem od filmu Zambijskiej reżyserki, Rungano Nyoni, który najpewniej nie wejdzie do dystrybucji kinowej.


Co jest trochę dziwne, patrząc, że jeden jej film, który został ciepło przyjęty „Nie jestem czarownicą” był dystrybuowany przez Stowarzyszenie Nowe Hoyzonty. Tutaj mamy wyróżnienie w Cannes dla reżysera w sekcji Un Certain Regard. Dodatkowo ten film jest wyprodukowany przez studio A24, który często przyciąga więcej ludzi do kin. Co przynajmniej mogło zrobić na festiwalu Nowe Horyzonty, gdzie film cieszył się dużym zainteresowaniem.


Opowiada on prostą historię osadzoną w małej, afrykańskiej społeczności. Zaczyna się, gdy jadąca samochodem dziewczyna zauważa na ulicy człowieka, szybko dowiaduje się, że to jej krewny, który nie żyje. Dzwoni ona do swojego ojca, który opłaconą przez nią taxi dojeżdża na miejsce i identyfikuje swojego bliskiego członka rodziny leżącego na asfalcie.
Cały film to w gruncie rzeczy przygotowania do stypy i sama „impreza”. Która w lokalnej kulturze jest nie dość, że bardzo ważna, to jeszcze trwa bardzo długo. Podczas przygotowań do imprezy zaczyna się zbierać cała bliższą i dalsza rodzina i zaczynają wychodzić fakty o zmarłym. W tym najważniejsze, że miał niejasne kontakty z młodszymi dziewczynami ze swojej rodziny, często o podłożu seksualnym. Szybko jest to kontrowane przez starszyznę rodzinną, która utrzymuje dobrą pamięć o zmarłym, bo przecież o nim „albo dobrze, albo wcale”.


Film jest ciekawą mieszanką gatunkowa, choć przyznam, że po kategoryzacja, „dramat; komedia” na stronie festiwalu spodziewałem się czegoś trochę innego. Fakt, zdarzyły się dwa-trzy momenty, w których się zaśmiałem, jednak filmowi daleko do komedii. Jest to mocny dramat, który jednak momentami zahacza o thriller, często w niespodziewany sposób. Na przykład w scenie, gdzie cała rodzina zbiera się do posiłku i młode dziewczyny muszą podać jedzenie zebranym przedstawiony jest w kluczu thrillera ze starannie budowanym napięciem.


Jednak film ten to przede wszystkim dramat kobiet w małej, patriarchalnej społeczności, które zmuszane są do milczenia. Mimo że w trakcie filmu ich słowa się potwierdzają to nie dostają znikąd pomocy w sytuacji, gdy to one są pokrzywdzone. Oczywiście dochodzi do tego aspekt, że winnym jest zmarły, na którego oskarżenia pojawiają się dopiero po śmierci. Do tego dochodzą kwestie spadkowe jak to w każdej dobrej rodzinie. Sam patriarcha jest ważnym elementem opowieści, szczególnie gdy rozważane są czyny denata. I debatują nad tym starsi członkowie społeczeństwa, którzy bardzo panują panującej tam hierarchii.


Film jest bardzo estetyczny wizualnie, będąc niezwykle przemyślany i konsekwentny pod tym kątem. Pasujący do ogólnego klimatu oraz do lokacji. Kadry są spokojne często niebywale skromne, z delikatnym, niewidzialnym montażem, który sprawia, że film się snuje i ma bardzo spokojne tempo. Co ciekawe, duża część opowieść rozgrywana jest w nocy, lub słabo oświetlonych pomieszczeniach, co dodaje filmowi dodatkowej aury mroku.


Film „Jak zostałam perliczką” to momentami dosłownie, a momentami w przenośni mroczna opowieść o małej społeczności. Która na skutek tragedii musi radzić sobie z traumami i zakopywanymi pod dywan sprawami w świecie patriarchatu i silnego podziału społecznego. Przy tym to spojrzenie na Afrykańskie spotkanie rodzinne niby tak nam kulturowo odległe, a w gruncie rzeczy tak podobne i bliskie.


7/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *