Najnowszy film Damiana Kocura, który podbił nim Torronto, a teraz zaczyna drogę po Oscara właśnie zawitał na ekrany naszych kin.
Film twórcy świetnego filmu „Chleb i Sól” wraca z dużym projektem, który nawiązuje tematycznie do jego krótkometrażowego dzieła, które mogliśmy oglądać rok temu na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Na start filmu obserwujemy rodzinkę na wakacjach, warte zaznaczenia, Ukraińską rodzinkę na Teneryfie. Widzimy przez kilka pierwszych minut ich czas na urlopie. Rozrywka, lenistwo, czy drobne kłótnie, aż do momentu wiadomego wydarzenia. Rodzinka w składzie dwójka dorosłych, młodszy syn oraz starsza córka zostają postawienie przed faktem rozpoczęcia wojny, gdy oni są poza granicami kraju.
Film w całości skupia się na kilku następnych dniach rodziny na wyspie. Jednak nie jest to ciągłe obmyślanie tego co będzie dalej i planowania jak wrócić i czy w ogóle wraca do domu. Fakt, te tematy są zaznaczone w filmie, jednak pozostają one elementem rozmów. Dlatego też ciężko określić ten film jako typowe kino o uchodźcach, a bardziej uniwersalny film o człowieczeństwie i próbie odnalezienia się w nowej sytuacji. Pełen dylematów moralnych, które odbywają się w życiu codziennym rodziny.
Film w większości jest lekko mówiąc przegadany i trzeba pochwalić jakość tych dialogów. Są niezwykle przemyślane, a przy tym prawdziwe. Czuć w nich masę emocji wywołanych przez sytuację. Czasem w prozaicznych sytuacjach, jak gdy członkowie rodziny słyszą język rosyjski w swoim otoczeniu, a czasem, gdy stres związany z wojną powoduje tarcia między nimi. Szczególnie w parze, która zaczyna się coraz bardziej kłócić ze sobą co ma ewidentny wpływ na dzieci. Świetnie to widać w scenie wycieczki, gdzie drobne nieporozumienie kończy się wyrzucaniem sobie niepowodzeń i zaszłości.
Tempo filmu bardzo dobrze oddaje to, co dzieje się z bohaterami, film w skrócie snuje się, powoli, spokojnie. Jednak też nie zbyt wolno, bo w życiu naszych bohaterów pojawiają się nowe informacje, które rzutują na to, jakie decyzje podejmują, a także ich emocje, które są ważnym elementem tego filmu. Na szczęście film unika grania na nich, a pokazuje je w sposób naturalny. Szczególnie pod tym względem ciekawa wydaje się postać córki, która wygląda jakby była w stanach depresyjnych przed rozpoczęciem wojny, a ten ją jeszcze bardziej dobija. Czego kwintesencją jest scena z fajerwerkami przypominającymi jej dźwięki rakiet, które widziała tylko na nagraniach. Warto też docenić warstwę wizualną tego dzieła, Teneryfa wygląda tu świetnie, a czasem przerażająco. Wstawki z falami morza na zwolnionym tempie wyglądają imponująco.
To jest kolejny ważny temat, który podejmuje film. Bycie w odległym miejscu od ojczyzny w takich chwilach. W dialogach rozważany jest powrót i dołączenie głowy rodziny do bojówek, ale nie jest to ukazane w czarno-biały sposób. Choć można byłoby zwrócić uwagę, że w porównaniu do ludzi mieszkających na terenie Ukrainy w momencie rozpoczęcia wojny, lecz takich historii już znamy setki, a perspektywa, którą ukazuje Damian Kocur jest na swój sposób unikalna.
Podsumowując jest to kino ukazujące znany nam temat z innej perspektywy. Osobiście „Chleb i Sól” uważam za lepszy film to „pod wulkanem” w kontekście Polskiej kandydatury do Oscara uważam za ciekawy wybór, mający szanse powalczyć o nagrodę.
7/10