Ryûsuke Hamaguchi po sukcesach „W pętli ryzyka i fantazji” i „Drive My Car” wraca na ekrany z filmem, który miał premierę ponad rok temu na festiwalu w Wenecji.
Tak, przyznam, że dystrybucja tego filmu tak późno to dziwna decyzja, szczególnie że równolegle rozgrywał się „Festiwal Pięciu Smaków”, który zagarnął dużą część entuzjastów azjatyckiego kina. Jednak tym razem Hamaguchi wraca do nieco bardziej niszowej formy, można powiedzieć delikatnie eksperymentalnej. Zabiera nas w tym celu na Japońską wieś gdzie wchodzimy w małą społeczność, a szczególnie Takumi. Mężczyznę, który samotnie wychowuje swoją córkę, będąc miejscową złotą rączką i gościem od załatwiania ciężkich spraw. Oglądamy jak wykonuje czynności dnia codziennego jak rąbanie drewna, czy zbieranie wody w pięknych okolicznościach natury.
Spokój przerywa wieść o zebraniu z korporacją w celu wybudowania w mieście glamping, czyli luksusowego campingu dla bogaczy. Firma organizuje spotkanie dwóch swoich przedstawicieli z mieszkańcami, żeby usłyszeć ich perspektywę na projekt, a tak naprawdę stwarzać tego pozory. Samo spotkanie nie idzie zgodnie z ich myślą, a mieszkańcy w tym Takumi uwydatniają cięcia kosztów przez firmę, co może sprawić pogorszenie jakości wody i inne uciążliwości dla mieszkańców.
Wtedy historia przenosi się na jednego z pracowników korporacji, który przekonywał mieszkańców do pomysłu. Jednak nie będę opisywał filmu, który samej akcji ma tak bardzo mało. Tak, filmu można zaliczyć do tych wolniejszych, a może nawet określić jako slow cinema. Skupiając się często na codzienności bohaterów, jak i ich rozmowach i przemyśleniach. Nadaje to filmowi bardzo spokojny klimat niemal sielankowy, który świetnie współgra z wiejskimi terenami zimowej Japonii.
Jednak tematycznie film nie ma nic wspólnego z sielanką, sama historia głównego bohatera jest bardzo mroczna, choć nie do końca jasna i film nigdy nie precyzuje nam sytuacji tego ojca samotnie wychowującego dziecko. Jednak najważniejsza jest „walka” mieszkańców z korporacją, która pewnym krokiem wchodzą z pomysłem glampingu licząc, że lokalne społeczeństwo ich przyjmie z otwartymi ramionami. Scena debaty to mistrzostwo, jeżeli chodzi o budowanie napięcia w dialogu, grające tak dobrze, że miałem ciarki zakłopotania oglądając ją. Z jednej strony film dobrze pokazuje odklejenie pracowników korporacji, ale też pokazuje jak działają małe społeczności w Japonii.
Gdy film zaczyna się skupiać na pracownikach korporacji zmienia trochę tematy, chociaż nie tony. Poznajemy dwójkę dużo bardziej i to jak wizyta na wsi na nich wpłynęła. Szczególnie wątek mężczyzny, który zaczyna tracić wiarę w swoje wybory zawodowe i rozmyśla nad przeprowadzką na wieś i podjęcie najprostszej pracy jest niezwykle uniwersalny, a przy tym nie jest przesadnie spłaszczony. Jak nie tylko ten, bo film podejmuje ważne kwestie w sposób prosty, niemal dosłowny, ale nigdy nie zabierając im głębi i złożoności.
Wcześniej wspomniałem o wiejskich terenach, które są pięknie ukazane w zimowej krasie w tym filmie i trzeba przyznać, że pod tym względem film świetnie współgra z powolnym tempem prowadzenia akcji. Kadry są niezwykle spokojne dostojne, a praca kamery w większości przypadków niemal niewidzialna. Przy tym pokazywane miejsca biją spokojną atmosferą, która jest też budowana przez delikatną muzykę świetnie się z nią komponującą.
Hamaguchi wracając do wolniejszej formy tworzy dzieło, które najpewniej nie trafia tak szeroko, jak dwa poprzednie jego filmy, jednak nie można odmówić „Nie ma zła” charakteru. Porusza trudne tamaty nie bojąc się zaadresować probelmu wprost, jednak też sztucznie go nie spłyca, oferując nam w bonusie piękne i spokojne kadry.
7/10