Clint Eastwood w wieku 94 lat dalej kręci filmy, mimo że ten jest promowany jako jego ostatni to nie jestem do tego taki przekonany.


Trzeba zaznaczyć, że ostatnie lata dla Amerykanina nie były najlepsze. „Richard Jewell” z 2019 roku był dobrze przyjęty, poprzedzający go „Przemytnik” gorzej, a w moim odbiorze film był niewypałem, czy jego poprzedni projekt. „Cry Macho” z 2021 roku, który był źle przyjęty. Mimo to zdziwił mnie brak dystrybucji kinowej tego filmu w Polsce. Natomiast jego premierę u nas mieliśmy na platformie MAX tydzień temu.


Film opowiada historię młodego mężczyzny, Justina, który ma zaraz zostać ojcem. Tuż przed terminem porodu zostaje powołany jako przysięgły w sprawie o morderstwo. Według wielu jest ona przesądzona, a film zaczyna się od obrad, gdzie dowiadujemy się, że oskarżonym jest w podobnym wieku mężczyzna, James. Sam proces jest dość jednostronny i wskazuje na jego winę, co szybko podłapują ławnicy głosując jedenaście do jednego, a ostatnim, który daje szansę Jamesowi jest Justin. Odpuśćmy sobie teraz banalne porównania z filmem „12 gniewnych ludzi” i przejdźmy do mocnej niespodzianki, którą jest ujawnienie wprost, że to najpewniej Justin jest zabójcą partnerki Jamesa.


Tak, film dość dużo mówi wprost, tutaj dowiadujemy się o tym fakcie, gdy Justin spotyka się ze swoim prawnikiem mówiąc, ze w dniu wypadku jechał tą drogą i myślał, że uderzył w jelenia w miejscu gdzie została zabita ofiara śledztwa. Prawnik odwodzi go od pomysłu przyznania się, a przed głównym bohaterem zostaje dylemat co robić. Jednak debaty przysięgłych trwają, podczas których coraz więcej nich na wątpliwości.


Zaznaczyłem już, że film dużo informacji mówi wprost widzowi, co na początku przyznam szczerze mnie odrzuciło. Niestety poprzednie film Eastwooda traktowały widza jak idiotę, któremu trzeba wszystko tłumaczyć, jednak nie jest tak tutaj. Informacje podane przez film mają na celu danie pełnej perspektywy, którą ma Justin, ale już nie reszta bohaterów. To dzięki tej wiedzy możemy lepiej odczuć jego rozterki moralne. Które są bardziej złożone niż samo przyznanie się lub nie. Z jednej strony sam boi się, niedługo będzie ojcem i nie chce zostawić rodziny. Z drugiej widzi w Jamesie podobną historię do swojej, gdy on też przed laty popełnił błędy i dano mu drugą szansę. Wiedząc, że zabójstwo partnerki nie jest jego zbrodnią Jamesa, choć jego zachowanie nie było dobre.


Co ciekawe i dość unikalne w tym filmie rozterki moralne są dobrze ukazane w złożony sposób nie tylko w przypadku głównego bohatera, ale i postaci pobocznych. Mimo nie tak dużej ilości czasu ekranowego prokurator i obrońca dostają złożony profil emocjonalny. Szczególnie w drugiej części filmu, gdzie co ciekawe występują rzadziej. Szczególnie Toni Collette jako pani prokurator dobrze odgrywa drogę zwątpienia w swoją pewność z początku filmu. Co dobrze łączy się z tym jak film krytykuje amerykański system sądowy. I tak, jednak przyrównajmy go do filmu Sidney’a Lumeta z 1957 roku. Tutaj też przysięgli mocno obrywają ostrzem krytyki, jednak film wychodzi poza salę obrad. To tamten film jest mistrzostwem w tym aspekcie, a nowy film Eastwooda porusza ten temat jako ważny, jednak na pewno nie jako główny tego filmu. Choć dobrze osadza go w dzisiejszych realiach.


„Przysięgły nr 2” to najlepszy film Clinta Eastwooda od dawna, a jeżeli to jego filmowe pożegnanie to na pewno godne, to nie jest nowa adaptacja „12 gniewnych ludzi”, a autorski film wykorzystujący ten motyw. Swietnie budując złożone portrety psychologiczne bohaterów, a przy tym nie podpowiadający widzowi jednoznacznych odpowiedzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *