Druga odsłona legendarnej bajki król lew w aktorsk.. a tak naprawdę zwierzęcej odsłonie od jakiegoś czasu jest dostępna na ekranach polskich kin.
Jednak to nie jest filmowa adaptacja drugiej części „Króla Lwa”, a swoisty prequel do pierwszej części. Co warte dodania za reżyserie odpowiada Barry Jenkins, twórca między innymi świetnego filmu „Moonlight”. W filmie znany z innych części małpa Rafiki opowiada młodej Kairze, córce Simby historie o jej dziadku, tytułowym Mufasie. Poznajemy go, gdy jest młodym lwem i wróżona mu jest przyszłość króla, a jego rodzice opowiadają mu o odległej krainie wiecznej zieleni. Jednak drastyczne opady deszczu przebijają tamę, przez co zostaje on porwany nurtem rwącej rzeki.
Ratuje go jego rówieśnik, Taka, a w zasadzie jego matka, która odgania chcące go zjeść krokodyle. Mufasa dryfował wiele dni, przez co oddalił się od rodzinnych stron na tyle, że nie potrafi tam wrócić, natomiast Taka chce, żeby dołączył do jego stada czemu przeciwstawia się jego ojciec. Finalnie zostaje on z nimi, jednak ma wychowywać się z samicami, a Taka jest szkolony na przyszłego króla. Lata mijają i na horyzoncie pojawia się konkurencja, podczas ich ataku ginie syn wodza przeciwnego stada, a Taka ucieka, gdy to Mufasa okazuje się bohaterem.
Młode wilki muszą uciekać przed niebezpieczeństwem i wtedy zaczyna się nam kino drogi, do naszej dwójki Mufasa i Taka dołączą jeszcze inni członkowie drużyny, jednak to już w dalszej części filmu. Kino drogi, które dosłownie niemal odhacza wszystkie jego klasyczne elementy. Mamy cel, którym jest kraina, o której Mufasa słyszał jako dziecko, odległa i niemal niemożliwa do osiągnięcia. Jest pogoń ze strony wspomnianego stada, są konflikty wewnętrzne, a sama droga powoduje zmianę bohaterów. Wszystko to jest zrobione aż nadto podręcznikowo. Film wydaje się momentami niemal wykalkulowany pod wzbudzanie emocje, czasem nawet to robi, jednak myślę, że jest to zbyt schematyczne.
Uważam, że największym minusem „Króla Lwa” z 2019 była sam zamysł, koncept gdzie zwierzęta są bardzo spersonifikowane, ale też zachowują się jak zwierzęta nie wyszedł. Naprzemienne mówienie i ryczenie, poruszanie się jak zwierzę w naturze, ale i jak człowiek, coś tam nie grało w balansie, który tu został przesunięty w tą „ludzką stronę” i myślę, że to zadziałało na plus. Dodatkowo sam aspekt wizualny został poprawiony i szczególnie majestatyczne kadry z wieloma zwierzętami potrafią robić wrażenie tak jak sceny walki. Gorzej jest trochę na zbliżeniach, ale dalej wygląda to lepiej niż wtedy, poza muzyką.
Piosenek jest tutaj zdecydowanie za dużo, a przy tym niewiele z nich wpada w ucho i zostaje w pamięci. Co gorsza zdarzają się, że nie pasują do charakteru bohatera, który wtedy na tym traci. Swoją drogą warto dodać, że mamy tutaj rozwinięcie postaci, których już znamy z tradycyjnych części. Co jest trochę celem prequeli i tu wychodzi to naprawdę dobrze, oczywiście, nie są to głęboko zniuansowanie postaci, a grający na prostych emocjach bohaterowie. Jednak bardzo skutecznie wygranych, rozbudowując dobrze ich przeszłość.
„Mufasa: Król Lew” pod wieloma aspektami to krok w dobra stronę w porównaniu z poprzednim filmem z 2019 roku, mimo to dalej to finał posiadający mankamenty. Film zdaje się za długi, zbyt dużo tu muzyki, a wizualnie zachwyca tylko momentami, ale czasem i tu jest trochę do dopracowania. Jednak dobrze buduje historie bohaterów, których poznaliśmy przy poprzednich częściach, co raczej sugeruje, że to nie ostatnie słowo tej marki.
5/10